Szukaj na tym blogu

niedziela, 13 października 2024

Rozpoczęcie roku szkolnego, wyprawka i inne sporne wydatki


 Jak w wielu innych, opisanych na blogu sytuacjach, wypadałoby zacząć i skończyć stwierdzeniem, że nie byłoby problemu gdyby powszechnie stosowana była pieczy naprzemienna. Logiczne podejście jest takie:
- Chcieli mieć dziecko / dzieci?
- Chcieli się rozstać / rozwieść?
To muszą się dogadać. Koniec i kropka, bez względu kto ma do kogo, o co i jakie żale - jest to sprawą drugorzędną w kontekście dobra dziecka. Wyrazem tego powinien być przymus ustawowy wpisany w odpowiedzialność za los dziecka w rozbitej z takich czy innych powodów rodzinie. Powinien być standardem od którego odchodzi się jedynie w wyjątkowych sytuacjach. Jest jednak inaczej i trudno przewidzieć kiedy to się zmieni - tak w ludzkiej mentalności rodziców, jak i w postępowaniach sądów.
 Za sobą mam już kolejne rozpoczęcie roku szkolnego Klaudii. Generalnie lubię takie uroczystości, ich klimat, oprawę i emocję. W ciągu całego swojego życia aż 18 lat chodziłem do szkoły. Przeżyłem więc wiele rozpoczęć i zakończeń roku szkolnego - na wszystkich poziomach edukacji w Polsce. Teraz jest jednak zupełnie inaczej i nie dlatego, że od dawna nie chodzę do szkoły (choć uczę się przez cały czas), lecz przede wszystkim, iż te znajome i pamiętane chwilę, obrzydzone zostały odebraniem możliwości czerpania pełnej z nich radości. Od czego zacząć? Może od tego, że aby spędzić z córką te ważne chwile, tą powiedzmy godzinę, muszę spędzić pięć godzin w samochodzie. Mimo wszystko trud warty jest świadomości, że córka wie, iż jestem, przyjechałem i patrzę na Nią, uczestniczę.. Może jednak powinienem zacząć od tego, że jestem i zawsze będę pełnowartościowym rodzicem a mimo to, muszą skradać się do własnego dziecka, musieć wstrzelić się w chwilę pomiędzy np. zakończeniem apelu a pójściem dzieci do klas. Czas wiecznie ograniczony, wyliczony, wyrwany z gardła bo przecież próżno liczyć na możliwość zabrania Klaudii na lody po uroczystości. Ten kto doświadczył czegoś takiego kiedykolwiek, wiem jak trudno nie tylko odnaleźć się w takich realiach ale przede wszystkim nie zwariować.
 Wszystko znieść to wszystko móc (link: https://www.youtube.com/watch?v=zJITO0-FDBw) więc nie to boli i przeraża najbardziej a świadomości córki, że wie / widzi / czuje jak jest, a co za tym idzie: moja świadomość tego, że (i jak bardzo) jest Ona świadoma (tych i innych kwestii o jakich tu opowiadam sobie podobnym i Jej - dając świadectwo tego co było). Często chcieć oznacza móc dlatego zdążyłem podejść do córki, zamienić z Nią kilka słów i podać upominek i słodycze - chociaż i aż tyle. Dlaczego jest tak jak jest? Jeśli pominie się pychę i przeświadczenie o byciu lepszym rodzicem, to pozostaje jeszcze jedna kwestia: pieniądze. Przewija się ona nieustannie od początku mojego rozwodu - na różnych jego etapach było to mniej lub bardziej zauważalne ale podważyć się tego nie da.


Słowa tej piosenki towarzyszyły mi tygodniami od chwili rozstania lecz nigdy nie były dla mnie nawoływaniem do bierności jako rozwiązania a dziś mieszkam blisko miejsca w którym mieszkał ich autor - życie jest przewrotne.

 Gdy obserwuje sytuację rozwodzących się bądź rozstających par widzę, że u wielu kobiet dominuje przeświadczenie, że gdy kończą związek z którego jest dziecko (lub dzieci), zmieni się jedynie to, iż będą mogły oficjalnie spotykać się i wiązać z innymi mężczyznami a to co dotychczas robił mąż / chłopak nie zmieni się. Jeśli doda się do tego podstawowe założenia teorii gier (link: https://www.youtube.com/watch?v=wyVUwUdta0Q zwłaszcza od 20 minuty - kanał ten odnalazłem jakiś czas temu i już widzę, że w kontekście szeroko rozumianego zrozumienia i tematyki niniejszego bloga, będzie bardzo przydatny) i konstrukcję polskiego prawa, efekt jest taki jaki jest - inny być nie może i aktualnie tego doświadczam.


Warto sięgnąć po odrobinę psychologii i wiedzy z zakresu tej dziedziny, jeśli poszukujemy rozwiązania problemów uderzających najbardziej w psychikę. 


 Regularnie płacę alimenty na córkę i robiłem to od samego początku, zanim sąd wydał jakiekolwiek postanowienie w tym zakresie (mimo, iż w zamian słyszałem: "Nie dostaniesz dziecka póki sąd nie wyda postanowienia" - zatem dobrowolność vs przymus) i drugie tyle przejeżdżam (realizując kontakty). Wraz z każdym rozpoczęciem roku, robię Klaudii wyprawkę: plecak, buty, przybory etc. - bez przymusu i bez jakichkolwiek pieniędzy na ten cel od państwa polskiego (jakie otrzymuje moja była żona). Mimo to ciągle słyszę pretensję, zarzuty, żale, oszczerstwa i wszelkie wyjaśnienia, przybliżanie przykładów nie mają sensu - rozmowa wygląda jak ze schizofrenikiem, cytując klasyka - nie wmówicie nam, że czarne to czarne a białe to białe). Wszelka ekonomia nie ma zastosowania jeśli wydatki są celowo windowane i pozostają w oderwaniu od faktycznych potrzeb. W dzisiejszym, konsumpcjonistycznym świecie takie windowanie jest dość łatwe.


 Co wrzesień obrzydza to inaugurację roku szkolnego ale na szczęście nie w pełni a ja jednocześnie i dodatkowo uczę się trzymać to wszystko jak najdalej od swojej psychiki - na szczęście Klaudia jest z boku tego, potrafi się odcinać od rozwodowego (i jak się okazuje również porozwodowego) szamba - modlę się o to każdej nocy. Przede mną pierwsza komunia córki - od ponad roku myślę o tym z trwogą ale zrobię wszystko aby temu świętu nadać tyle normalności, prawidłowości i sacrum ile będę w stanie, bo to powinien być dzień wyjątkowy w życiu dziecka. Powiedzieć, że wiedziałem, iż tak będzie to powiedzieć za mało. W niestety przewidywanym przeze mnie scenariuszu (nie moim), komunia miała być problemem (dla mnie) i będzie. Była żona już jakiś czas temu otrzymała od księdza rozpiskę katechez i spotkań komunijnych - nie przekazała mi a wręcz z przygotowań do komunii próbowała uczynić nowe narzędzie utrudniania kontaktów z dzieckiem. Spokojnie: nawiązałem kontakt tak z proboszczem jak i księdzem nauczającym religię. Wybrała albę i poinformowała mnie o tym fakcie jedynie po to, aby wytknąć swój trud / koszt i to, że się nie dołożyłem (trudno było to zrobić skoro się nie wiedziało). Spokojnie: po fakcie ale nie pod przymusem dołożyłem się w połowie. Dla mnie jest to ten sam schemat co z inauguracją roku szkolnego, czyli celowe obrzydzanie rzeczy pięknych, mających dla mnie znaczenie... dam jednak radę tak jak dawałem dotychczas.


Wszystkie matki czyniące podobnie niech wiedzą, że jeśli ojciec kocha dziecko szczerze i prawdziwie, to takie zabiegi nie działają a przynajmniej nie na dłuższą metę. Zauważyłem jeszcze jedną rzecz w wypowiedziach swojej byłej żony i powtarza się to już któryś raz z kolei, przez co pozostaje mi wierzyć, iż ona wierzy w to co pisz. Mianowicie chodzi o zwroty w stylu: jestem wzorową matką, wzorowo wychowuje córkę. Nie znam nikogo kto w to wierzy i nikogo kto faktycznie tak robi. 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz