Szukaj na tym blogu

"Mądra Kobieta nigdy nie podważa tej siły, gdyż jest to moc, która chroni Kobietę i jej potomstwo przed zagrożeniami z zewnątrz... Mądra Kobieta wspiera tą siłę i dba o męskość swojego mężczyzny, Ojca jej dzieci, gdyż wie, że dzieci bez wzoru Ojca wyrosną na emocjonalne kaleki z problemami w życiu..."

poniedziałek, 25 marca 2019

Pozostawiony

Nie chcę dziś nic pisać, posłuchajcie jednak pewnego utworu. Mówi więcej niż tysiąc słów. Polecam również film z którego jest ta muzyka. Wiem, że momentami na blogu w moich postaw pojawiała się nadzieja. Znam siebie. Teraz tej nadziei już nie ma. 


Nie da się zgadnąć czy czas nam pomoże czy zaszkodzi. Wydaje mi się, że między Nami miał ten drugi skutek.

czwartek, 21 marca 2019

Dobry, lepszy czas

Niekiedy jak się okazuje dobry, lepszy czas... oznacza niewiele, bądź ma znaczenie jedynie dla jednej strony realizatorów tego czasu.
"Nie ma nic bardziej przykrego niż błaganie o chwilę uwagi i czułości od osoby, dla której powinniśmy być całym światem (...)" (Książka „Oczami Mężczyzny”)
Ostatnie 2-3 tyg. były między nami czasem spokoju a nawet jak mi się wydawało, swego rodzaju przebłysków zbliżenia - światełko w tunelu... Tak było do wczoraj. Żona zarzuciła mi, że dzień wcześniej sprawdzałem jej fb. To nie było prawdą. Coś już czułem bo wcześniejszej nocy położyła się do mnie do łóżka bez słowa, jak robot... Okazało się, że kolejny raz na mój temat pisała z kimś obcymi. Nie wiem co pisała ale domyślam się:
- życie bez seksu;
- mąż niczym impotent;
- małżeństwo poświęceniem;
- niestety tak musi być, takie życie.
Pousuwała rozmowę z tym "facetem" więc sądzę, że pojawił się tam również flirt. Wszystko wraca: obwinianie mnie, zwracanie się w stronę innych mężczyzn (to jest najgorsze - młody, stary, mądry, głupi - z każdym lepiej pogadać niż z mężem, o żartach z podtekstem nie wspomne). Usłyszałem od żony. że co ja sobie myślałem, że skoro sie nie kłócimy to jest dobrze? Odpowiedziałem, że miałem nadzieje, że może nie dobrze ale ciut lepiej, iż na tym spokoju można się oprzeć i spróbować być bliżej. Dodała jak zawsze: A co ty takiego rodzisz? A potem żebym nawet się nie starał bo jej to nie sprawia żadnej przyjemności. Powiedziałem, że powinniśmy zrobić wszystko aby tej przyjemności szukać. Odparła: A co mam cię zdradzać? Gdy ja mówiłem o szukaniu czegoś ze sobą, w głowie żony pozostawałem zerem w kwestii fizyczności, więc nawet nie brała pod uwagę czegokolwiek we dwoje. Dlatego tak odpowiedziała.
Nie chcę.. nie będę jej do niczego przekonywał, udowadniał swój wkład w jej codzienność. Jestem tym zmęczony, skoro żonie brakuje powodów żeby mnie kochać, niech odejdzie, niech się dzieje co chce. Nie umiem żyć starając się ją zadowolić czym mogę i natrafiać wciąż na mur - bez  pocałunku, dotknięcie, przytulenia. Nie chodzi o seks. Kurwa mać nie chodzi o seks! ... lecz aby nie być dla kogoś niczym mebel. Mawia ironicznie: żyjemy jak para przyjaciół i tyle.
No właśnie... "i tyle", choć moglibyśmy o wiele więcej. Wiem, że jestem ograniczony ale nie umiem zrozumieć, jak mając to co mamy, można uznać, że lepsza żadna bliskość niż taka jaką możemy sobie dać.
Bo dla kobiety liczy się aby była kochana i czuła się bezpiecznie? Gówno prawda! Miłość, cierpliwość i wiara w drugą osobę? Gówno prawda! Nienawidzę świata ze te slogany, nienawidzę...
Jak bardzo muszę być dla niej odpychający, aseksualny, bezużyteczny aby nie miała potrzeby się pocałować czy przytulić..?

Zgodził bym się dla niej na wszystko...

środa, 13 marca 2019

W poszukiwaniu głębi

Pamiętam to jak dziś... była końcówka sierpnia, niby ciepła noc ale już chłodna wilgoć. Byłem wtedy w IV klasie szkoły średniej. Siedziałem na ganku u kolegi. Piliśmy piwo i jedliśmy jakąś namiastkę jedzenie z grilla (na szybko). Weszliśmy na temat mojej choroby, rokowań, leczenia i specyfiki pogłębiania się objawów. Kolega powiedział, że on będąc na moim miejscu, bawił by się... pił, ćpał, jeździł, bzykał się na sztukę. Ogólnie rzecz biorąc korzystał z życia póki daje ono jakieś jeszcze jakieś możliwości. Ja jednak już wtedy nie chciałem takiego kierunku obrać. Wystarczająco wtedy dużo piłem, zdarzało mi się brać narkotyki i raczej nie było to rozsądne postępowanie. Podkochiwałem się wtedy w koleżance z klasy i bez zastanowienia zamienił bym taki styl życia właśnie na nią. Zawsze taki byłem, szukałem w życiu czegoś głębszego, czegoś co czuje się w zakamarkach duszy, co przeszywa i czego nie da się podważyć. Wtedy na ganku sierpniowej nocy, nie wiedziałem jeszcze, że ok. 2 lat później będę z tą koleżanką i dowiem się, iż ona także chciała mnie już w liceum. Nie wiedziałem także,  że trzy lata od związania się z nią, poznam obecną żonę. Zmieniła się kobieta, ale szukanie głębi pozostało... jedynie w tym chciałem i potrafiłem szukać sensu. Chciałem w życiu po prostu wielkiej miłości, bez względu na to, że zżerająca mnie choroba powodowała i powoduje, że czas płynął i płynie dla mnie inaczej. Stojąc i przysięgając przed ołtarzem, świadomie dokonałem wyboru, wybrałem JĄ... choćby nie wiem co, bez względu na to co miałbym do wyboru, postąpił bym właśnie tak.