Szukaj na tym blogu

"Mądra Kobieta nigdy nie podważa tej siły, gdyż jest to moc, która chroni Kobietę i jej potomstwo przed zagrożeniami z zewnątrz... Mądra Kobieta wspiera tą siłę i dba o męskość swojego mężczyzny, Ojca jej dzieci, gdyż wie, że dzieci bez wzoru Ojca wyrosną na emocjonalne kaleki z problemami w życiu..."

czwartek, 28 listopada 2019

Dotrzymałem słowa

Weszła szybkim krokiem, jak do siebie.. specjalnie nie rozglądała się wokół. Szybkie spojrzenie pod nogi aby się nie potknąć i drugie gdzie można zająć miejsce. Jedno i drugie nie wymagało wielkiej uwagi - miejsc nie brakowało, przejść dało się również bez problemu. Noga za nogą, stawiała pewnie duże kroki. Wysokie buty, obcisłe jeansy, jakaś ciemna koszulka i torebka na ramieniu.
Nie przyglądał się dłużej niż chwilę, nie zainteresowała go niczym szczególnym a przynajmniej nie bardziej niż dwadzieścia innych, zbliżonych do niej kobiet w tym miejscu przez cały dzień. Wcześniej na pewno jej tu nie widział, tego był pewny. Spuścił głowę, pochylił nad tym co dotychczas robił, jego twarz ponownie lekko oświetlił monitor smartfona a ona usiadła przy barze. Jakieś 30 minut później zobaczył Ją na miejscu gdzie ludzie tańczyli bo parkiet to raczej nie był. Nie tańczyła lecz lekko się kołysała w ręku trzymając szklankę. Była jak każda a jednak nie.. do momentu kiedy na szklance zobaczył czerwone paznokcie, "brokat na policzkach (...),  a oczy wręcz japońskie. Nikt jej nie znał". Kilka gestów związanych z przeczesaniem włosów, stawianiem stóp w wysokich butach, rzucaniem spojrzenia, składaniem ust - wszystko w idealnej kolejności i proporcjach mimo nieskończonej ilości możliwości.
Był gdzieś daleko, szukając przystani która na pewno była w innym miejscu niż się fizycznie znajdował. Widok był jednak jak magnez choć zmącony dymem papierosowym i cieniem. Było w tym wszystkim jednak coś zdecydowanie więcej niż sam widok, jakaś intuicja... coś jak gdy mija się dawnego znajomego i choć nie pamiętamy go, coś się budzi o tym przypomina. Często czy chcemy czy nie.
Wówczas robił to co zawsze robił gdy coś przyciągało jego uwagę: patrzył się. Nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło aby tego nie czynić: przedmiot, osoba zjawisko - obojętnie, po prostu chłonął widok jakby liczył się z tym, że może pierwszy i ostatni raz. Spotkali się wzrokiem, patrzał się prosto w Jej oczy a ona ogólnie na niego. Chyba Ją tym sprowokował bo dopiła duszkiem drinka, odstawiła szklankę i ruszyła w jego stronę.
- Mogę? - zapytała wskazując dłonią na krzesło przy stoliku przy którym siedział tylko on.
- Tak - odpowiedział lekko przechylając głowę na bok.
Usiadła, złożyła kolano do kolana, stopy wsunęła pod krzesło na którym siedziała i zapytała:
- Czemu tak się na mnie patrzałeś?
- Dalej patrzę - odpowiedział i dodał: ale jak się patrzałem?
Była nieco zmęczona ale wyglądała pięknie, mimo poczochranych włosów i zmąconych alkoholem oczu. Wokół czuć było wiele zapachów: perfumy różnych ludzi, whisky, papierosy. Wąchał Ją jednak jak chciał, zmysł zapachu od zawsze był jego mocną stroną.
- Patrzałeś tak jak byś mnie znał ale nie gapiłeś się tak jak zazwyczaj gapią się faceci na samotną pijaną laskę w knajpie - odpowiedziała.
- To bar.
- Co? - zagubiła się na chwilę, zwrócił uwagę na najmniej ważną rzecz w mojej wypowiedzi - pomyślała.
- To bar, knajpa brzmi jak brudne miejsce a tu brudno nie jest - dodał.
Skinął do barmana. Nie było kelnerów, to jeden z tych lokali w których alkohol przynosił sobie sam a im więcej wypijesz tym więcej zostawiasz po drodze na podłodze.
- Czego się napijesz? - zapytał.
- Whisky ze spritem - odpowiedziała.
Barman mimo to wyszedł zza baru i podszedł do ich stolika. Przychylił się do niego i na ucho usłyszał coś co spowodowało, że po chwili przyniósł im dwa mocne drinki. Ścinały język i wywoływały natychmiastowy szum w głowie. W pewnym momencie zorientowała się, że krzesło na którym siedzi Jej towarzysz, ma kółka. Udała, że nie zauważyła. Raz, że nie wiedziała co powiedzieć a dwa, że chciała jedynie pogadać, czemu więc wózek miałby cokolwiek zmieniać. 
Rozmawiali dalej... po godzinie nikt już nie wiedział ile tak ze sobą siedzą. Kilka razy powiedziała, że jest kimś kto mówi o wielu rzeczach "bez zbędnego pierdolenia", co oznaczało mniej więcej tyle, że nazywa rzeczy po imieniu, bez koloryzowania, bezpośrednio ale zauważył jednocześnie, że czyniła to mając na uwadze emocje innych. Jej brutalność w tym co i jak mówiła była delikatna ale trzeba było to po prostu wyczuć.
- Czemu jesteś na wózku? - zapytała.
- Tak wyszło. Urodziłem się chory.
Rozmowa toczyła się dalej, właściwie płynęła jak rzeka a ona miała wrażenie, że wózek to nie jedyne coś co odróżnia go od innych. W jednej z puent podczas wymiany setek myśli wręcz Jej to powiedział: nie znasz takich jak ja. Przez moment wydawało się Jej, że innych takich po prostu nie ma i nie miała na myśli kółek. Ciekawił Ją... lubiła go słuchać. Patrzał na Nią inaczej.. jakby Ją ubierał zamiast rozbierał - do tego przywyknąć łatwiej w tym świecie. Wszystko co mówił nie wynikało z żadnego interesu czy planu. Szczerze a jednocześnie ich myśli splatały się ciasno ze sobą zadziwiająco często. Było w tym trochę magii a także jakiegoś pokręcenia duszy, psychiki - ciężko ustalić czego bardziej.
W pewnym momencie położyła dłoń na blacie stolika obok jego dłoni. Przesunął palcem po Jej gładkiej dłoni, powoli od czerwonego paznokcia małego palca do nadgarstka... gdy był w połowie małego palca, przestała mówić - nie chciał tego bo miała jedwabisty głos, w dodatku jak z sex telefonu. Zamilkła i spojrzała na swoją i jego dłoń, na ruch. Siedziała wówczas na tyle blisko, że pocałowała go. W momencie gdy ich usta zetknęły się, on zacisnął swoją dłoń na jej dłoni. Krótko po tym znaleźli się w jednym z pokojów należących do baru.
Ukucnęła między jego udami i splotła ręce na jego karku.. jednym ruchem pozbyła się koszulki. Nie straciła przy tym nic na swojej elegancji. Oboje smakowali mieszanką whisky, papierosów i nieznajomości, choć trudno było się oprzeć wrażeniu, że coś w nich głęboko zna się od dawna. Chciała być jego, chciała aby był w niej, chciała go poznać cokolwiek się stanie. Całował Jej usta... swoimi wargami łapał i lekko zasysał Jej górną wargę a następnie powolnymi ruchami kolistymi masował swoim językiem. Wtedy zamierała jakby czekała co dalej a jednocześnie jakby chciała to przedłużyć. Zlizywali wzajemnie z siebie dnie, tygodnie i miesiące jałowości i szarości, w tej chwili były jedynie wyraziste kolory, jednoznaczne smaki... oboje postrzegali świat wielokątnie i w tym momencie to sobie przekazywali. Nie było banału. Jej ręce błądziły pod jego koszulą, czuła bardzo szczupłe, ciepłe ciało, inne niż znała dotychczas. Stykali się czołami, byli tak blisko, że obraz twarzy zamazywał się. Widzieli natomiast odbicie siebie w zwróconych ku nich oczach. Taka perspektywa zmienia bardzo wiele...
- Nie mam co do Ciebie żadnych wątpliwości - wyszeptał jej na ucho delikatnie dotykając wargami jej ucha.
- To chyba dobrze - odpowiedziała, uśmiechając się, spoglądając mu w oczy i sięgając po zapięcie od stanika.
- Nie jeśli ja wiem, że Ty masz ich zbyt wiele - odparł.
Lekko objął Ją w taki sposób aby nie pokonała zapięcia od stanika. Wyczuła to, była zdziwiona ale nie była w stanie nic zrobić ani nic powiedzieć. Czuła się jak w transie, pozwoliła mu przerwać choć nie chciała ani nawet nie wiedziała czy jest to przerwanie. Nie wiedziała nic. Czuła jedynie jego zapach i smak.
Przesunął usta na Jej brew, lekko chwycił ją wargami - z jednej strony poczuła się jak mała dziewczynka a z drugiej jak żona kogoś komu na niej bardzo zależy. Takiej mieszanki odczuć nigdy dotąd nie czuła.
- Jest faktycznie inny niż jakikolwiek facet jakiego znam, tak jak powiedział - pomyślała wówczas o ich rozmowie przy stoliku i tym, że powiedział, iż nie zna takich jak on.
Słowa te potraktowała wtedy jak po prostu jeden z tekstów na podryw - w dodatku skuteczny bo zaintrygował ją tym jeszcze bardziej. Jej przekorna natura sprawiła, że chciała mu udowodnić, że się myli a jednocześnie sama sprawdzić co jest tak na prawdę w tym co powiedział...  a niewątpliwie coś było, nie wiedziała tylko co.
- Obejmij mnie i usiądź na moich kolanach - słowa te wypowiedział do jej brwi a trafiły chyba w samą duszę.
Zrobiła co kazał. Przytuliła się. Zadecydował choć czuł się Nią odurzony. W tej pozycji słychać było bicie Jej serca: bum, bum, bum... jakieś 110 uderzeń na minutę. Wspomniała w rozmowie, że miewa problemy z sercem ale tym razem te szybkie uderzenia nie miały znamion choroby. Powoli uspokajały się podobnie jak oddech. Zanim się zorientowała, zasnęła - alkohol i cała sytuacja, plus to z czym przyszła do tego baru spowodowały, że miała ochotę na sen jak dziecko.
Obudziła się już sama, na łóżko. Przez zaspane, wolno dochodzące do siebie powieki, zobaczyła pokój w którym była z nim wczoraj. Drewniana podłoga, czyste, jasne deski, drewniane surowe lecz przytulne meble, jednoosobowe łóżko i jasno brązowe ściany. W różnych miejscach pokoju porozstawiane były świece, w popielniczce dwa kiepy, pachniało kadzidłem i jego perfumami. Uniosła lekko kołdrę, miała na sobie bieliznę i spięte włosy - nikt więc jej nie rozebrał ale zadbał o włosy. Nic z tego nie rozumiała ale pamiętała z kim i po co tu była. Zrozumiała, że nie był gościem a właścicielem baru – nie knajpy, ta bowiem kojarzy się z brudnym miejscem – jak mówił.
Ubrała się i wyszła, podobnie jak wchodząc - szybkim i pewnym krokiem, jak do siebie. Na zewnątrz miała już telefon w ręku, przyłożyła go do ucha:
- Musimy porozmawiać - powiedziała do kogoś po drugiej stronie.
Nie dzwoniła do niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz