Szukaj na tym blogu

"Mądra Kobieta nigdy nie podważa tej siły, gdyż jest to moc, która chroni Kobietę i jej potomstwo przed zagrożeniami z zewnątrz... Mądra Kobieta wspiera tą siłę i dba o męskość swojego mężczyzny, Ojca jej dzieci, gdyż wie, że dzieci bez wzoru Ojca wyrosną na emocjonalne kaleki z problemami w życiu..."

piątek, 28 września 2018

Pierwszy seks po ciąży

To było dawno gdy dziś na to spojrzymy ale oboje dobrze pamiętamy ten dzień. Od samego rano był to dobry dzień. Nie zapowiadał seksu po czterech miesiącach od porodu i trzynastu w ogóle - wtedy nigdy nie mieliśmy dłuższej przerwy... to był dzień dawnych Nas, pełen spokoju i uśmiechania się. Fajnej zwyczajności. Dziś często wspominam siebie i ją tego dnia. Myślami wracam do wieczora kiedy oglądaliśmy film w łóżku, siedział z nami mój brat... była to komedia o lesbijkach i już podczas filmy spoglądaliśmy na siebie inaczej, śmialiśmy się w trójkę. Po kilku minut seansu flirtowaliśmy spojrzeniami, jak dawniej gdy będąc w towarzystwie na myśl przychodził Nam seks. Po filmie brat poszedł spać do innego pokoju, zgasił światło, córka spała w kołysce... żona siedziała u mnie w nogach - długo nie czekała, przyszła do mnie po kołdrze, na czworaka kołyszącym na boki pełzaniem uśmiechając się i żartując, że pewnie ma już pajęczynę między nogami. Była już po kąpieli, ugrzana pod kołdrą i świeża. Nie czuliśmy skrępowania, żadnych nerwów mimo, że dawno się nie kochaliśmy. Było i spontanicznie i z premedytacją bo czuliśmy na filmie, że coś wisi w powietrzu. Całując mnie zsunęła majtki i dosiadła mnie. Nie śpieszyła się, dała się pieścić... doszła cicho pojękując. Była zadowolona i piękna. Poczułem się szczęśliwy ale głównie z tej okoliczności, nie z seksu samego w sobie. Powiedziała, że warto było czekać rok na udany seks. Mieliśmy swój kąt, stabilizację finansową, piękne zdrowe dziecko i siebie.. czego chcieć więcej?

środa, 26 września 2018

Narodziny dziecka

Gdy żona urodziła... poczułem strach i radość jednocześnie, to coś z jednej strony niesamowitego, dowodzącego, iż coś osiągnęło się w życiu, a z drugiej sytuacja nowa, nieznany świat w którym w głowie bez odpowiedzi pojawia się setka pytań. Miałem córkę już w pokoju na rękach, żona wciąż była na sali ale po kilku minutach byliśmy już wszyscy Razem. To Razem od tego momentu nabrało zupełnie nowego znaczenia - po powrocie do domu pierwszy raz napisałem Kocham Was a nie Kocham Cię. Świat się dla mnie zmienił... ja, taki i taki, miałem żonę, dziecko, dom, pracę - przecież to coś co nie udaje się wcale wszystkim. Wtedy myślałem, że to wielkie osiągnięcie... i moje i Nasze. Usypiałem małą bujając kołyską, potem bujając na kolanach. Nie mogłem wstawać do niej w nocy ale uczestniczyłem we wszystkim, od kąpania po kolki i to było niesamowite. Żona cieszyła się dzieckiem, mną wydaje mi się, że chyba też... było nas troje, już nie dwóch, wówczas po raz pierwszy na bardziej poważnie pojawił się pomysł domu, mieszkania - czegoś swojego, czegoś na przyszłość i dla Nas i dla małej. Żona szybko wróciła do sił psychicznych, jej ciało także. Dla mnie pojawiła się kolejna motywacja do działania, do pracy, do nie myślenia o sobie, do zapewniania rodzinie wszystkiego, do układania relacji z żoną w taki sposób abyśmy tworzyli rodzinę - nie bez problemów ale kochającą się - mimo wszystko. Nie dało się wówczas nie patrzyć z nową nadzieją w przyszłość. Żona w ciąży martwiła się, że przeleje miłość na córkę a okazało się, że pokochałem ją jeszcze bardziej - choćby za to, że dała mi i Nam taki skarb jak córka. Nagle czymś seksownym stało się w niej dodatkowo to, że jest matką.. podobnie w kwestii powodów do szanowania jej.

poniedziałek, 17 września 2018

Starania się o dziecko - V etap (ciąża)

Po kolejnych miesiącach bezowocnego seksu i zabiegów medycznych jakie nie dały nam ciąży, postanowiliśmy odpuścić na jakiś czas leczenie. Któregoś wieczoru oglądając serial, zaproponowałem żonie seks. Zgodziła się bez większego entuzjazmu wcale nie myśląc o poczęciu i... zaszliśmy w ciąże całkowicie naturalnie. Kolejne dwa tygodnie żona była nie do wytrzymania, złośliwa i ciągle wściekła - miałem dość ale wszystko prysło gdy test a potem badanie krwi potwierdziły ciąże. Trzy kolejne miesiące były czasem migren, siedzenia w zaciemnionym pokoju, wymiotowania i strachu przed poronieniem - bałem się panicznie za każdym razem gdy wymiotowała lub kucała ale udało się. Kolejne etapy ciąży były spokojniejsze, oboje się cieszyliśmy tym stanem, szykowaliśmy wszystko pod dziecko. Dokładne badania potwierdziły, że dziecko jest zdrowe. Któregoś wieczoru żona poprosiła bym obiecał, że nigdy nie będzie tak, że przeleje całą miłość na córkę a on na tym straci. Zapewniłem ją, iż nigdy tak nie będzie i dotrzymałem słowa dzieląc miłość na nie obie. Przez całą ciąże nie uprawialiśmy seksu, żona się bała choć mi niesamowicie podobała się w tym stanie. Była dla mnie jeszcze większym cudem gdy nosiła w sobie Nasze dziecko. Zmiany w jej ciele były dla mnie kwintesencją natury.. W czasie ciąży żona dużo leżała. Niekiedy gdy ja pracowałem, leżała w łóżku i patrzała na mnie mówić: Kocham Cię. Odpowiadałem: za co? A Ona: za to. że taki jesteś. Klepała później w poduszkę mówiąc: chodź już do łóżka. Wierzyłem, że przeżywamy czas jaki od pokoleń scala ludzi na zawsze jeszcze większą miłością i jest sensem życia każdego człowieka.

Starania się o dziecko - IV etap (leczenie)

Gdy ogólne poprawienie wyników moich i żony nie doprowadziło do poczęcia, zdecydowaliśmy się na bardziej fachowe i medyczne wsparcie - przebyliśmy kilka zabiegów inseminacji i jeden in vitro - wszystkie nie udane.. wiązało się z to z lekami, pobytem żony w szpitalu. Cały czas byłem przy niej.. siedziałem przy jej łóżku gdy spała po narkozie, starałem się wspierać gdy mimo zabiegu dostawała miesiączki. To nie jest łatwe ani dla  kobiety ani dla mężczyzny jeśli decyzja o ciąży jest wspólna...aby to zrozumieć trzeba doświadczyć na własnej skórze, poczuć strach i nadzieje jednocześnie. Patrzałem w oczy żony podczas zabiegu inseminacji i in vitro a gdy miała jakieś badanie, gdzie musiała być sama, jedyne o czym myślałem to czy traktowana jest z szacunkiem, czy lekarze widzący ją nagą, przytomną bądź nieprzytomną, obchodzą się z nią z szacunkiem. Ciało żony było zawsze dla mnie sacrum, nie czułem więc zazdrości czy skrępowania w takich sytuacjach. Ważne było aby wszystko się udało i abyśmy wrócili do domu. Po zabiegu zawsze był nerwowy czas wyczekiwania na test ciążowy. W miarę możliwości starałem się wówczas aby miała jak najmniej stresu i dużo odpoczywała. Żona zawsze chwaliła mnie za ten czas. Często wcześnie rano jechaliśmy na zabieg, po powrocie żona kładła się do łóżka a ja siadałem do pracy.

Starania się o dziecko - III etap (codzienny seks)

Moje wyniki nasienia udało się bardzo poprawić, przed każdym współżyciem 10 min leżałem z zimnym okładem na mosznie a jednocześnie w dłoni trzymałem prące bo jemu chłód nie służy. Kochaliśmy się rano i wieczorem, głównie z nakazu lekarza niż wypracowanej atmosfery, więc seks, a po nim leżenie żony z biodrami do góry - wpisało się to w schemat nastawiony na posiadanie dziecka.. taka częstotliwość seksu bardzo mi odpowiadała, choć dominowała w nim średnio fajna mechaniczność: często do seksu żona się nie rozbierała, ściągała jedynie majtki, zazwyczaj nie całowaliśmy się.. Dążąc do tego aby mieć nasienie jak najlepszej jakości, nie masturbowałem się w ogóle, nie było z resztą takiej potrzeby przy codziennym seksie. Nie zdawałem sobie wówczas sprawy, że rok braku masturbacji spowoduje, że po zajściu w ciąże nie będę już w stanie tego robić - dotychczas robiłem to na toalecie w łazience ale w tamtym okresie aby ułatwić żonie, załatwiałem się na toalecie przenośnej więc masturbacja była niemożliwa. Także fizycznie stało się to dla mnie trudne (z powodu niepełnosprawności). Gdy zabrakło więc seksu, pojawiło się duże napięcie, nieustanne podniecenie i krótszy czas seksu gdy już do niego doszło (ale o tym później, zdecydowanie później). Zanim jednak do tego doszło, co miesiąc test ciążowy był negatywny a w żonie narastała frustracja. Bardzo chciałem mieć dziecko ale także chciałem je dać żonie, kobieta czuje się gorsza gdy ma problem z zajściem w ciąże.

czwartek, 13 września 2018

Starania się o dziecko - II etap (obwinianie)

Starając się o upragnione dziecko, udało Nam się ustalić, że żona nie jest nosicielem mojej choroby a więc zagrożenie poczęcie przez Nas dziecka chorego na SMA 2 jest statystyczne, czyli takie same jak w przypadku innych zdrowych par. Był to trudny ale ważny dzień po którym mogliśmy już bez obaw kochać się. Mimo niezabezpieczania się, testy ciążowe wciąż były negatywne. Zlecono mi badanie nasienie jakie wykazało, że łączna liczba plemników jest obniżona, są średnio ruchliwe a przede wszystkim plemników prawidłowo zbudowanych miałem bardzo mało. Wtedy ponownie w oczach żony zobaczyłem złość i pretensje, powiedziała, że  przeze mnie kolejny raz ma pod górkę i, że nie może być normalnie. Doszło także do sytuacji, że w towarzystwie żartowała o mnie w mojej obecności, że musi skorzystać z czyjejś pomocy w robieniu dziecka bo ja nie umiem. Bolało. Okazało się, że moje problemy nie miały związku z niepełnosprawnością lecz z siedzącym trybem życia. Podobnie jak u zawodowych kierowców. Wyniki bardzo udało się poprawić stosując dietę i suplementację. Ciąży jednak wciąż nie było. Badanie żony wykazało skrzywienie szyjki macicy i znacznie obniżony poziom płodności (ale nie bezpłodność) plus zaburzenia hormonalne. Podłamało to żonę ale starałem się ją wspierać podkreślając, że na spokojnie będziemy próbować. Na myśl nie przyszło mi do głowy, aby ją obwiniać. Później chwaliła mnie za postawę podczas ciąży, za otwartość, za to, że wielu facetów ma opory przed badaniem nasienia a ja nie...

Starania o dziecko - I etap (obawy)

Starania o dziecka były dla Nas czymś nowym. To oczywiście skoro postanowiliśmy uprawiać seks bez zabezpieczenia. W przeszłości skutki tego były by określane jako konsekwencję, lecz w nowej sytuacji były czymś upragnionym przez Nas oboje. Chcieliśmy być rodziną.  Zona powiedziała, że zaczynamy coś nowego, że kryzys mamy za sobą i nie ma sensu myśleć o tym co było złe. Początkowo bardzo się bałem, że możemy począć dziecko chore, iż odziedziczy po mnie chorobę. Jestem bowiem chorującym nosicielem, więc gdy żona była by zdrową nosicielką, zagrożenie wystąpienia choroby było by duże (ale nie pewne). Pamiętam jedną z pierwszych nocy gdy żona zalotnie na czworaka podpełzła do po łóżku, zsunęła majtki i usiadła na mnie. Zaczęliśmy się kochać, uśmiechnęła się wtedy rozmarzona i podniecona pytając: To co do końca? Przestraszyłem się. Powiedziałem, że nie, iż lepiej poczekać aż sprawdzimy nosicielstwo. Wtedy ewidentnie rozczarowałem ją. Żona jednak też się bała ale w tamtej chwili na moment górę wzięło założenie, że choroba ta w jej rodzinie nigdy dotąd nie wystąpiła. Nie dawało to jednak pewności. Umówiliśmy się więc do dobrego ginekologa i na badania genetyczne

wtorek, 11 września 2018

Okres normalizacji po drugim kryzysie

Kryzysy mają to do siebie, że czas jaki po nim następuje, jest lepszy od samego kryzysu... ale jednocześnie jest to złudne - człowiek cieszy się, że nastaje spokój, sztorm uspokaja się i można odpocząć. U Nas było tak samo... ewidentnie zmalał a wręcz zniknął problem moich ograniczeń i niepełenosprawności - ale chyba dlatego przede wszystkim, iż żona skupiła się na problemie jaki wówczas pojawił się w mojej rodzinie. Udało się dokonać także namacalnych zmian jak np. odsunięcie się od rodziców - relacje z nimi poprawiły się ale niestety jedynie na pewien czas. Udało się wywalczyć osobną kuchnię i całkowicie swój kąt choć w domu rodziców. Dziś wspominam to jak coś czym żona cieszyła się jak nigdy wcześniej. Poprawiło to nasze relację ale z czasem problemem stała się wspólna łazienka a tej nie dało się podzielić ani zrobić osobnej. Między Nami było na tyle dobrze, że rozpoczęliśmy starania o wymarzone, upragnione dziecko - umożliwiły to względnie dobre stosunki z rodzicami, dobra sytuacja materialne, odremontowania typowo pod Nas dwóch pokojów i wygospodarowania miejsca dla przyszłej pociechy. Wrócił także seks, nie zawsze udawało mi się ją zadowolić ale bywała zadowolona. Mimo tego wszystkiego, gdzieś we mnie wracał ostatni kryzys, pojawienie się innego faceta, nie ustalonej do końca relacji z nim i słowa jakie padały w tamtym okresie pod moim adresem - bolesne, krzywdzące, często niesprawiedliwe, niekiedy poniżające i uderzające w moją niepełnosprawność a ja jej nie wybrałem, przeciwnie - w swoim życiu zrobiłem wszystko co byłem w stanie aby w jak jak najmniejszym stopniu rzutowała na moje, a później i jej życie.