Szukaj na tym blogu

"Mądra Kobieta nigdy nie podważa tej siły, gdyż jest to moc, która chroni Kobietę i jej potomstwo przed zagrożeniami z zewnątrz... Mądra Kobieta wspiera tą siłę i dba o męskość swojego mężczyzny, Ojca jej dzieci, gdyż wie, że dzieci bez wzoru Ojca wyrosną na emocjonalne kaleki z problemami w życiu..."

środa, 30 grudnia 2020

Sylwester i 2020 r.


 Pamiętam jakby to było wczoraj - Sylwester 2019-2020 r. i pewnie tego typu wspominki, czynić będzie wiele osób - dziś, jutro a część pewnie jeszcze dłużej. Mój rok a wraz z nim podsumowanie, chyba nieco się różnią. W kończącym się roku, z jednej strony udało mi się dostać lek za kilka mln PLN, a z drugiej był czasem piekła izolacji od córki, czymś czego nie doświadczyłem nigdy wcześniej - strach wynikający z niewiedzy, strach z obawy przed tym, że dziecko mnie zapomni, a także poczucie, iż ani córka ani ja - nie zasłużyliśmy na to. Gdyby nie K - zwariował bym, obłęd - to jedyne co przychodzi mi do głowy. Nie umiem żyć bez córki, brat mówi: przetrwasz to, jak wszystko. Wiem, tylko jakim kosztem? W niedawne święta, córka zgodnie z rozpiską sądu była z matką i nie wykluczało to przysługującego mi, ostatniego weekendu grudnia... a jednak zrobiła tak aby tak było. Przede mną Sylwester i będę miał córkę na jedną noc - zaproponowałem aby była ze mną po prostu weekend, jednak nie ma tego w postanowieniu sądu jakie żona teraz realizuje z uporem maniaka, choć ubiegłą Zimą, Wiosną i Latem nie przestrzegała wcale. Nie mieliśmy z córką Wigilii ani nawet możliwości porozmawiania z sobą przez telefon, dlatego Wigilię zrobimy sobie w Nowy Rok - w innym terminie ale prawdziwą. W 2020 r. walczyłem.. o córkę, o swoje zdrowie i normalne życie - będę to robił także w nowym roku, bo problemy z żoną się nie skończą, wyzdrowieć nie wyzdrowieje a na normalne życie w którym jestem komuś potrzebny, ktoś mnie kocha i szanuje - zasługuje i już nigdy nie dam sobie wmówić, że jest inaczej. Bezpośrednio po nowy roku, czekają mnie dwie sprawy rozwodowe, następna pewnie w okolicach kwietnia. Ponadto zgłoszone 207 kk pewnie też spowoduje rozprawę - tyle, że przed sądem karnym. Wymowne są przy tym słowa "zrzuciła bym go ze schodów, bez mrugnięcia okiem" i funkcjonowanie w rozmowach jako "garbaty cwel". Tak było, wciąż tak jest i jak dla mnie może dalej być bo jej słowa już mnie nie ranią. Są dla mnie niczym - jak ona. Nie spotkamy się już w tym roku, dlatego tym którzy mnie czytają, życzę nowego roku lepszego od poprzedniego: don't give up. 

wtorek, 8 grudnia 2020

Odważyłem się


 Pewnie dla wielu osób będzie to powodem do nazwania mojej decyzji i postępowania zemstą... lecz tak nie jest. To samoobrona, odpowiedź na to co pali moją duszę od blisko 7 lat. Od zawsze podświadomie wiedziałem..., że to co się działo było złe, że doszło do sytuacji spełniających kryterium przestępstwa,  że miało miejsce krzywdzenie człowieka przez najbliższą mu osobę - w dodatku przez kogoś kogo pomylił z miłością swojego życia. Ktoś kto miał kochać, powinien i tak deklarował... poniżał - niszczył psychicznie i fizycznie. O to kilka wklejek zgłoszenia o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 119 Kodeksu Karnego, art. 160 Kodeksu Karnego, art. 207 Kodeksu Karnego, art. 217 Kodeksu Karnego i art. 257 Kodeksu Karnego: 

"Kolejne miesiące mieszkania w nowym miejscu, stopniowo nasilały zaniedbywania mnie w kwestii opieki wynikającej z mojej niepełnosprawności a jednocześnie zdecydowanie nasiliło się jej agresywne zachowanie wobec mnie (symptomy zaborczości, braku równowagi psychicznej i skłonności do zachowań przemocowych".

"W okresie trzech ostatnich lat związku z żoną, mając ogromną niedowagę (około 50 kg masy ciała przy około 176 cm wzrostu, co daje 16.1 BMI a powinna być to wartość 22-27), schudłem dodatkowo około 10 kg, pogłębiając i tak już skrajną niedowagę (posiadam zdjęcia z obu okresów). Doszło więc do utraty ok. 20% masy ciała co jeśli weźmie się pod uwagę bardzo niską masę wyjściową i niski udział masy tłuszczowej, spadek dotyczył głównie resztek utrzymujących się jeszcze mimo choroby mięśni. W drastyczny sposób pogłębiło to dysfunkcję ruchowe i wydolnościowe, wynikającego ze spadku sił".

"Nieraz sam sposób podania np. obiadu, tworzona przez żonę otoczka wokół niego powodowała, że nie mogłem jeść: rzucany a nie stawiany talerz, sformułowania typu "masz!" (jak do psa). Bywało nieraz tak, iż po wielu godzinach pracy przy komputerze, miewałem ręce tak zemdlałe, iż trudno było mi jeść samemu... o pomoc o to żony prosić nie mogłem, bo wiedziałem co będzie: docinki, wyśmiewanie, aluzję czynione wobec mojej niepełnosprawności".

"Tygodniami bywałem tak zmęczony fizycznie i psychicznie, iż miałem problem ze skupieniem się, zapamiętaniem wypowiedzi do mnie kierowanych, całe dnie pisałem a nocami śniłem dalej o pracy. Rano byłem budzony, nie ważne jak spałem i czy odpocząłem - musiałem wstać i pracować, jeśli nie chciałem to żona od razu podnosiła, iż ona nie śpi, musi wstać np. zrobić jeść córce (nie było ważne do której dzień wcześniej pracowałem ani to, że żona zawsze miała czas na odpoczynek na sen także w dzień). Gdy miałem grypę, nie było odpoczynku, był za to koc na plecy i tabletki na zbicie gorączki".

"...moje możliwości poruszania się w łóżku zmalały a ciało stało się bardziej narażone na dyskomfort o ból wynikający z bezruchu, z długotrwałego stykania się skóry i tkanek z powierzchnią łóżka, jak również ciała z ciałem np. noga z nogą w bocznej pozycji leżącej. W związku z czym, zmuszony byłem o pomoc w tym zakresie, prosić żonę z którą spałem w jednym łóżku. Wywoływało to w niej agresję słowną jak i fizyczne oddziaływanie na mnie. Nawet jeśli moja prośba o pomoc związana była z zajmującym sekundę przesunięciem nóg, byłem wyzywany, szarpany, popychany i kopany. (...) W każdym ruchu żony, czułem złość, pogardę co dodatkowo okazywała słowami: "żebyś zdechł"; "rzygam tobą". Żona warczała przy tym, pokrzykiwała ironicznie pytając czy mi wygodnie. Kilka sekund później już spała, bez jakiegokolwiek stresu czy przejęcia, ja natomiast niekiedy nie spałem już do rana - czułem się jak śmieć, jak przedmiot a najbardziej bolało to, iż czyniła to moja żona, człowiek najbliższy. Ciągle bałem się, żeby nie widziała tego moja śpiąca w tym samym pokoju córeczka".

"...Na żonie nie wywarło to żadnego wrażenia, jadła ze smakiem... widziała łzy w moich oczach lecz stać ją było jedynie na docinki w stylu: "i co, teraz jeść nie będziesz? To nie jedz, pff!". W domu gdy byliśmy sami, często słyszałem pytania: "będziesz żarł?" Albo stwierdzenia: "nie chcesz to nie żryj w dupie to mam!" Tkwiłem wówczas nad talerzem mając skrywane przed córeczką łzy w oczach".

"...wyzywała mnie i słowa: "do niczego się nie nadajesz", "nic nie potrafisz jebany kaleko!". Zostałem wtedy sam w pokoju z córką, łzy kapały mi na spodnie a ona mnie pocieszała... pękło we mnie wtedy coś, kolejna rzecz. Nikt nigdy mnie nie traktował w ten sposób, kończyłem dziennie szkoły, jestem mgr nauk politycznych, dorobiłem się własnego mieszkania i wspaniałego dziecka a teraz jestem traktowany jak zero".


To jedynie kilka wycinków z ponad 21 stron zawiadomienia do prokuratury. Do tej chwili, przesłuchano mnie i pięciu świadków.


poniedziałek, 16 listopada 2020

Fałsz ugody


Niestety tak jak przypuszczałem, propozycja ugody z jaką w kwestii naszej córki wyszła żona, była jedynie jednym,wielkim kłamstwem... z dziecka uczyniono narzędzie wywierania wpływu, uprzedmiotowiono wspaniała istotkę. Nie są to moje kategorię myślenia i postępowania... nie mam już jednak żadnych wątpliwości, że odizolowanie mnie od córeczki na 9 miesięcy, było planem, adwokacką strategią walki w obliczu niemal z góry przegranej sprawy - tak rozwodu, jak i wywiezienia wyposażenia wspólnego mieszkania. W ich przekonaniu musiały... ale do mnie to nie dociera. Zawsze jest wyjście a przede wszystkim prawo powinno być prawem, prawda prawdą - czarne i białe. Jeśli żoną potrafiła wszystko to wziąć jak swoje, to nie powinno mnie dziwić jej późniejsze działania... mimo wszystko wciąż zaskakuje mnie brak granic w postępowaniu, nie umiem być inny. Do propozycji ugody, żona wraz ze swoim adwokatem bez ogródek dopisały jeden akapit w którym mowa była nie o dziecku, a o majątku. Mianowicie żona widziała nasze porozumienie w następujący sposób:

- sprzedaż wspólnego mieszkania i podział ze sprzedaży 50/50;

- podział środków na koncie dziecka 50/50;

- skarbonka dziecka w całości dla żony;

- wywiezione z mieszkania sprzęty w całości dla żony;

- umorzenie wszystkich spraw, odejście do występowania o ukaranie jej za nierealizowanie kontaktów;

- zakończenie rozwodu i nieorzekanie o winie.

  Znam ją... a raczej poznałem i wiem, że jeśli ulegnie się jej, to jej apetyt się zaostrzy i będzie to dopiero początek - tak jest z szantażem... zawsze prowadzi do czegoś złego. W odpowiedzi na taki kształt ugody, mój pełnomocnik usunął zapis o majątku i skupił się na dziecku, jednak na wieść o tym, żona odrzuciła propozycję zanim w ogóle ją zobaczyła. Łzy w sądzie były fałszem... jeśli chcąc realizować swoje cele, była w stanie odebrać dziecku kochającego ojca, to stać ją na wszystko... ona widziała tęsknotę córki, słyszała jej pytania. Nie miało to dla niej żadnego znaczenia.. paradoks i tragizm aktualnej sytuacji polega na tym, że żona obiecała się stosować do postanowienia sądu - obietnica czegoś co musi robić z racji prawa i co powinna robić z racji bycia rodzicom, jest dla mojej żony dobrą wolą, wyrazem litości, dowodem swojej znakomitości i dobroci. 

wtorek, 20 października 2020

Tydzień z córką


 Zimą śniło mi się, że córcia jest ze mną.... śpi obok, w moim nowym domu w mieście, w błękitnym pokoju. Obudziłem się wtedy z radością która trwała jedynie do momentu uświadomienia sobie, że to tylko sen. Był to czas już kilku miesięcy izolacji od Niej... ubiegły jednak tydzień, był tygodniem w którym zgodnie z poza sądową ugodą, "dostałem" dziecko. Gdy obudziłem się którejś nocy a Ona spała tuż obok mnie, zrobiło mi się deja vu - było dokładnie jak w tamtym śnie z Zimy, kiedy starałem się nie zwariować, nie stracić nadziei. Nie straciłem tej siły którą nazywają matką głupców... Siedem dni z córką było jak sekunda, zanim się obejrzałem, już znów byłem w aucie i odwoziłem Ją wbrew sobie. Mimo wszystko móc trzymać Ją w ramionach, czuć Jej zapach i obserwować jaka jest mądra, to dla mnie największe szczęście. Dużo rozmawialiśmy, przypominaliśmy się sobie, starałem się zapewnić Jej atrakcję i poczucie bezpieczeństwa. Życie bez Niej to nie życie... jedynie się w tym utwierdzam. Nie da się żyć bez swojego życia. Będąc z Nią, mając Ją obok wiem, że jestem we właściwym miejscu i czasie. Te dni pokazały mi również, jak bardzo córka tęskniła, jak silnie walczyła w głębi serca o utrzymanie więzi ze mną, ze swoim tatą. Wydawało mi się, że to ja walczyłem... prawdziwą bohaterką jest on, moja mała blondyneczka. Nikt mi Ciebie nie odbierze. Żona dotrzymała słowa choć umiejętnie unika równego partycypowania w kosztach realizacji kontaktów. Ewidentnie też wciąż trwa w przekonaniu, iż musiała wyjechać a nie, że chciała i ponadto to moja wina. Tak jej pewnie łatwiej żyć ze swoimi decyzjami, lecz ja nawet nie wchodzę z nią w dyskusję. Co będzie dalej? Nie wiem... przeczuwam, że nie jest to jeszcze koniec walki z osobą dawniej mi najbliższą - z Jej matką. Powiedziała mi: nie jestem potworem. Musi to pokazać bo słów było już za wiele.

środa, 7 października 2020

Sąd i Grycan

 


Jestem już po rozprawie... nigdy nie przypuszczałem co wydarzy się 6 października 2020 r., ani jeśli chodzi o stanowisko sądowe, ani jeśli chodzi o zachowanie mojej żony. Straciłem wiarę w polskie sądownictwo, w cały system prawa rodzinnego - to jest jedynie teoria, fikcja, kartonowe postacie i pisane na wodzie przepisy. Mimo całkowitej destrukcji mojej żony, pytaniami jakie zadał mój adwokat i mimo tego, że ja poradziłem sobie z jak zwykle średnio przygotowaną mecenaską żony, nie wydarzyło się nic... sąd odrzucił możliwość przedstawienia naszych dowodów w formie screenów i pism, okazywał wyraźne zdegustowanie tym, że na moją prośbę do postępowania przyłączył się Rzecznik Praw Dziecka jak i tym, że wystosowałem liczne pisma do sądu, relacjonujące to co działo się i dzieje od lutego 2020 r. To smutne, zupełnie pominięto, że nie robiłem tego z nudów czy też dla przyjemności, lecz z powodu desperacji ojca którego równe prawa są jedynie teoretyczne. Jak zwykle zganiono żonę za jej zachowanie a mnie odesłano do sądu rodzinnego właściwego dla miejsca zamieszkania dziecka i tam mogę dochodzić swoich praw, ukarania żony... utrzymano w całości obowiązujące do lutego 2020 r., nie przestrzegane postanowienie regulujące kontakty z córką. Po wyjściu jednak z sali, żona poprosiła o rozmowę, płakała i prosiła o dogadanie się bez sądów i prawników.  Poszliśmy do kawiarni bez pełnomocników.. czułem się dziwnie, nie na swoim miejscu, jakbym kupczył z diabłem... o własne dziecko. Propozycja żony ma jednak swoją cenę: za dogadanie się w sprawie córki i widzeń, chce ona zakończenia rozwodu, rezygnacji z orzekania o winie, odejście do pomysłu przesłuchiwania świadków i wycofania zgłoszeń do prokuratury... to wszystko jestem w stanie zrobić nawet jeśli od początku taki  plan - zmusić mnie dzieckiem do ustępstw, niestety kosztem jego samego. Ponadto żona oczekuje abym nie wnosił o jakiekolwiek sądowe ustalanie kontaktów nawet jeśli byłyby one teoria a my dogadywali byśmy się po swojemu i to mnie już mocno zastanawia - moje zabezpieczenie absolutnie nie uderzałoby w żonę, a mimo to odmawia. Przyjmuje to więc formę kamuflowanego szantażu jednak może się mylę, może to jedynie moje uprzedzenie i posmak tego, co się działo. Wszystko okażę się w niedzielę... mam tam jechać. Jest jeszcze coś... gdy rozmawiałem z żoną, płakała, chwytała mnie za rękę, odwoływała się do tego co między nami było lecz ja... rozmawiałem jak z obcą osobą. Nie mam serca dla niej i nie ufam jej. Wiem jeszcze jedno... ona myśli, że po prostu się rozstaliśmy, nie ma świadomości tego, co mi robiła, tego jaki terror siała w mojej głowie i tego jak niszczyła mnie psychicznie. Jakby tego nie było, jakby to się nie stało... i nie chodzi tu o jakiś mój żal lecz o to, że niektórzy wymazują przeszłość lub pewne zdarzenia traktują jako normalne choć takimi one nie były. Nie wiem co będzie w niedzielę... nie wiem jak zachowa się moja córeczka. Nie wiem ile jeszcze jestem w stanie znieść i czy nie zostanie mi Ona odebrana drugi raz. Serce ponoć nie pęka dwa razy ale dzieje się z nim coś innego.. 

wtorek, 29 września 2020

Ostatnia walka?


 Mam wrażenie, iż stoję w obliczu jednej z moich ostatnich walk.. a przy tym jest to walka najważniejsza: 6 października 2020 r., mam termin rozprawy - na mój wniosek o zabezpieczenie kontaktów z córką. Nie chcę jednak już walczyć o realizowanie / przestrzeganie tych już sądownie ustanowionych, lecz o ograniczenie praw rodzicielskich mojej żonie, z ustanowieniem miejsca pobytu córki przy mnie... wiem bowiem, że żadnych postanowień, żona nie przestrzegała i nie będzie tego robić chyba, że sąd wyda w pełni zadowalające ją postanowienie: widywanie z córką jedynie określony czas na miejscu, pod okiem kuratora za którego mam zapłacić ja. Dziś otrzymałem odpowiedź na mój wniosek - kłamstwa na kłamstwie, wybielanie się, piętnowanie mojej niepełnosprawności a także nowy argument: osoba mojej partnerki - uczyniono ją odpowiedzialną za sytuację i ponoć moja córka się jej boi. Prawda jest taka, że moja żona nie może znieść, iż kogoś mam zwłaszcza gdy ta osoba pomaga mi w realizacji kontaktów mimo ponad 300 km odległości w jedną stronę. Jeszcze nie otrzymałem ale wiem, że do pisma dołączono załącznik w postaci nagrań wideo na których córka mówi, że nie chce do mnie jechać, że woli spotkać się ze mną na miejscu... nie wiem czy bardziej jest to podłe czy żałosne ale niestety spodziewałem się tego. Do swojego wniosku dołącze deklarację członków mojej i żony rodziny,  w których wyrażają oni gotowość do pomagania mi przy córce. Mam też obszerny materiał dowodowy pokazujący co się działo od stycznia 2020 r. Nie daje mi to żyć, boję się myśleć co czuje moje dziecko. Dla matki ono znaczy co innego niż dla mnie, dobro córki jest dla niej czymś mniej ważnym od chorej zemsty i psychiki dziecka teraz jak i w przyszłości. Stoję w obliczu walki o zdrowie, walczę z SMA i prawem nadającym przywileje matkom. Walczę o dziecko z jakim teraz nie mam absolutnie żadnego kontaktu. Jest we mnie mrok, gotowość do bronienia się nawet czyniąc złe rzeczy, wszystko się zmieniło w momencie gdy uderzono nie we mnie lecz moją córkę. W takich sytuacjach budzą się w człowieku demony jakie powinny pozostać w uśpieniu.. paradoksem jest to, że wyzwala je miłość. Od kilku miesięcy nie schodzę z pola walki... 

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Kolejna wizyta w przedszkolu. Rozbicie.

 Czuje się jak jakieś naczynie do którego nieustannie dolewa się lecz na nic więcej nie ma w nim już miejsca... lub jak z ręcznikiem na twarzy gdy w pochyle do tyłu lana jest na niego woda. Przepełniam się, duszę i topie... w tym co czuje, w tym co widzę i słyszę. W ubiegły piątek byłem trzeci raz w przedszkolu córki i drugi raz, personel placówki współpracując z moją żoną, uniemożliwił mi realizację sądownie ustalonych kontaktów z dzieckiem. W momencie podjechania pod przedszkole, poinformowałem kim jestem i po co przyjechałem. Od razu zadzwoniono po Policję, bez powodu bo ponoć tak nakazała nieobecna tego dnia dyrektorka. Byłem przed czasem więc kazano mi czekać na deszczu do godziny wskazanej w postanowieniu sądu i na przyjazd Policji. Nie pozwolono wejść nawet na korytarz i zadzwoniono po matkę. Kilka minut później zjawiła się matka - z całą pewnością zadzwoniono do niej. Bez czekania na Policję, wydano mi dziecko a mi zamknięto drzwi przed nosem, bez słowa. Na moich oczach ponownie wynoszono przerażoną córkę. Zdążyłem córeczce jedynie powiedzieć, że ją kocham, że przyjeżdżam cały czas lecz jej matka mi nie pozwala się z nią spotkać. Wyniesiono ją jak przedmiot i zapakowano do samochodu. Od żony usłyszałem mówione z drwiącym uśmiechem: a ty po co przyjechałeś? I, że nie da mi dziecka bo złożyła zażalenie na postanowienie sądu i nie jest prawomocne. Jest to kłamstwem bowiem jej zażalenie odrzucono w całości, poza tym zabezpieczenie kontaktów z dzieckiem ma klauzulę wykonalności. O tym wszystkim poinformowałem już sąd rozwodowy, kuratorium, burmistrza nadzorującego działanie tej placówki a także Rzecznika Praw Dziecka. Widok wzroku córki rozbił mnie, nigdy go nie zapomnę... zgaszona jej radość moim widokiem, następnie strach i dezorientacja. Czasem brakuje mi sił na cokolwiek. Wczoraj do późna opisywałem to wszystko w pismach do różnych podmiotów. Bardzo źle się oddychało. To taki stan kiedy łzy chcą pocieknąć lecz oczy są zupełnie suche... od dawna. Co noc modle się aby nienawiść matki nie zatruły serce mojej córeczki.  

niedziela, 23 sierpnia 2020

Nie budź mnie więcej

 Dziś porządkując pliki w komputerze znalazłem wiersz napisany jeszcze w okresie mieszkania, bycia z żoną... choć określenie "bycia" to zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy, to daleko idące nadużycie. Gdy czytam go dziś, mam zupełnie inne odczucia, gdy go pisałem... a także wrażenie, iż samospełniająca się przepowiednia istnieje na prawdę.  Ten wiersz nie ma dedykacji, jest jak kolejny jedynie sposób na oczyszczenie duszy... a raczej był to taki sposób, na coś takiego. Podmiot liryczny jest znany a adresat nigdy go nie zrozumie.




NIE BUDŹ MNIE WIĘCEJ

                    „Gdy” 
Gdy myśli o mnie – jestem co nie kto, 
Gdy mówi o mnie – byłem nie jestem, 
Gdy jest ze mną – mnie nie ma, jest coś,
Nawet nie wiem kiedy to się stało lecz stało.

                    „To”
Temu czemuś spojrzałem w oczy – nie dało się głębiej, 
Przestraszyłem się – nie można już mocniej,
Jednak nie to boli najbardziej. Brak zdziwienia. 
Przeczuwałem to – potykając się, milcząc, czuwając.
To wybaczyć jest sobie najtrudniej, 
Gdy czynimy ocenę życia. 

                    „Czego”
Czego ode mnie chcesz? – Nie pyta.
Nie wie już nic, nic wiedzieć nie chce.
Czego ode mnie chce? – Bez znaczenia… 
Choć ja wiem, to boleśnie Nas różni.

                    „Pragnąłeś”
Pragnąłeś za kilku i za kilku kochałeś,
Utopiłeś się w tym i Ją utopiłeś,
Dziś wymiotujesz brakiem tego czego chciałeś,
Ten on jest Tobą, Ty jesteś nim… gdzie Ona?

                    „Zaskakuje”
W sekundę jest jednym i drugim, na zmianę,
Jak wahadło za którym nie umiem nadążyć,
Nie buja się zawsze tak samo – reguły nie ma.
Czy tydzień, czy rok, lat dziesięć czy życie minie,
Wyczuć nie umiem, ani zrozumieć.

                    „Cię”
Poznałem Cię. Nie trwało to długo – tak wówczas sądziłem. 
Pokochałem Cię. Niczym sacrum, z szacunkiem jakie nie zna nikt.
Wziąłem Cię. Poiłem mieszanką zrozumienia, wdzięczności i zadowalania.
Znienawidziłem Cię. Gdy pozwoliłaś mi żałować kim jestem. 

                  „Tak”
Zapragnąłem wiec być kimś innym i jeszcze innym gorszym stałem:
spinal muscular atrophy, scoliosis, ICD-10 F43, eiaculatio praecox.
Im mniej miałem tym mniej uszczęśliwiało mnie,
Taki smutny minimalizm poddającego się człowieka. 
Żałujesz słowa „tak” – dziś mówisz jesteś moją pomyłką...
Ale to ja jestem z nią bliżej niż Ty.

                    „Bardzo”
Odmieniony dziś jest świat aż czuje strach.
Krople potu, łez i alkoholu, jedne mdlą bardziej od drugich,
Nie ma na nie lekarstwa i nie osuszają one nigdy.
Lepią się do siebie i wszystkiego wokół,
Nie wytrzesz z nich rąk, nie wytrzesz ich nigdy.

                    „Że” 
Dziś nie da się żyć bez żalu do siebie i Ciebie,
Jeśli chcesz – wiń, powiedz, nie mów, rób co chcesz,
Lecz moje serce spowalnia wiedza, zatruwa umysł,
Koniec lepiej wybrać niż przyjąć – dziś wiem,
Że popełniłem błąd, nie cofnę już tego.

                    „Aż” 
Jak długo trzeba czekać aż coś zastygnie,
Niech przyjmie to formę dowolną, niech przyjmie,
Lecz niech bardziej nie pęka lecz wzrasta
Aż wesprę się na ręku już swoim, odciążę kolana i wstanę.
Pozostanę tak uniesiony, niezłomny choć mroczny już zawsze.

                    „Boli’
I już nie boli, nie boli już wcale, nie czuje,
Co powiesz mi dzisiaj? Nie boli? Żałuje?
Nie ważne. Zmieniło się wszystko w tym odcień kłamstwa także,
Lecz jego wartość już żadna.
Nie boli już wcale, nie czuje.

środa, 5 sierpnia 2020

Odrzucone zażalenie na wyrok

Pod koniec lutego 2020 r. Sąd Okręgowy wydał postanowienie, wobec którego żona wystąpiła o uzasadnienie i które po kilku dniach zaskarżyła. Otrzymałem 28 stron pisma w którym skupiono się przede wszystkim na wypunktowaniu wszystkiego tego, co z powodu niepełnosprawności nie jestem w stanie i odniesiono to do zajmowania się córką. Uzupełniono to licznymi kłamstwami a puentą było to, że jestem zbyt niesprawny aby zajmować się swoim dzieckiem (choć robiłem to wcześniej wielokrotnie) a wystarczająco sprawny aby dużo pracować i płacić 1500 zł alimentów. Odpowiedziałem na to pismem na 42 strony plus 20 stron screenów. Następnie convid19 spowodował zupełną blokadę sądów. Po ich ponownym starcie, na dzień 26 czerwca ustalono ostateczny termin rozpatrzenia zażalenia jednak uczyniono to dopiero 30 lipca. Wysyłałem przez ten czas 1 ponaglenie do sądu i 1 wysyłał mój adwokat - co tydzień... jednocześnie ponaglenia wysyłałem do Rzecznika Praw Dziecka i innych podmiotów, jakie w różnym zakresie dołączyły do sprawy. Ponadto w odpowiedzi na aktualne i przeszłe wydarzenia, złożyłem do różnych prokuratur doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 119, 158, 160, 207, 217, 233, 257, 271 Kodeksu Karnego... nie wiem co to da, do czego doprowadzi ale wszystko jest zgodne z prawdą, chcę jedynie sprawiedliwości. Żona odbierając mi dziecko, niszczy mnie każdego dnia i to za przyzwoleniem prawa... prawa pełnego błędów, postanowień jakie są jedynie teorią, nie są do wyegzekwowania. Uruchomiłem również postępowanie dyscyplinarne wobec mecenaski żony - zajmuje się tym Okręgowa Rada Adwokacka. Wiele z tego co stało się i wciąż dzieje, jest z winy tego adwokata... jest przykładem nastawionej na zysk, marketing i sukces adwokatury, bez związku z etyką i sprawiedliwością. Po ponad 2 miesiącach braku nawet telefonicznego kontaktu, od soboty mogłem porozmawiać z córkę... nie wiem skąd ta zmiana, ale na pewno nie jest przypadkowa więc nie potrafię się nią cieszyć. Nie chcę telefonu, nie chcę video... chcę ją przytulić, powąchać, pocałować. Od początku wyrok gwarantujący mi kontakt z córką był wykonalny a obecnie prawomocny, jednak nie wiem co do to w praktyce.

piątek, 3 lipca 2020

Boże uchowaj mnie, o tak niewiele cię dzisiaj proszę

Czuje jak z każdym dniem wypełniam się trucizną, jestem jak naczynie wody do której nieustannie kapie ciecz która odmienia smak, wygląd, zapach i konsystencję - staje się czarny, gęsty.. to mnie zabija, dusi jak rybę w błocie. Pływam w błocie tęsknoty, bólu i nienawiści... nie umiem żyć bez córki, nie przyzwyczajam się do tego stanu, to wykracza poza moje możliwości adaptacji. Nie potrafię pisać ani nawet myśleć o tym bez łez w oczach gdy nikt nie widzi... od ponad pół roku nie widziałem córki, jedynie jej nóżki po tym jak odnalazłem Ją w przedszkolu pod Poznaniem a matka na wieść o tym, wynosiła Ją zasłaniając jej oczy i uszy aby mnie nie widziała ani nie słyszała... jakby nie była moim dzieckiem. Ustaliłem na własną rękę przedszkole w którym jest - objechałem 6 placówek w różnych miejscowościach aż trafiłem, jednak personel miał nakaz od matki aby nie wydać mi dziecka - mimo wyroku sądu - przyjęto tam córkę bez podania mnie jako ojca co już zgłosiłem i wystosowałem pismo do dyrekcji. Po moim przybyciu na miejsce nie pozwolono mi nawet zobaczyć córki, nic jej podać.. szybko przyjechała jej matka a jej nowy partner , niczym nieprowokowany uderzył w twarz moją partnerkę która była moim kierowcą i wszystko kamerowała (właśnie za to). Miała do tego prawo. Wszystko odbyło się na oczach przedszkolanek, dzieci... mam także nagranie z tego zajścia. Od pięciu tygodni nie mogę nawet telefonicznie porozmawiać z ukochanym dzieckiem. To działo się w moje urodziny, policja i szpital, zgłoszenie i badania... do domu wracałem późną nocą a spałem na parkingu, bo obolały, spuchnięty i roztrzęsiony kierowca nie był w stanie jechać. Nie takie życie obiecałem córeczce... pęka mi serca na myśl co jest jej wmawiane podczas tygodni nieodbierania telefonu. Córa na co dzień żyje z potworami udającymi ludzi. Od tygodni nie śpię normalnie, nieustanne koszmary i kolejne pisma do sądu... art. 207 KK, art. 233 KK, art. 217 KK, art. 278 KK, liczne § Uchwały NRA nr 2/XVIII/98, art. 598 KPC, kolejne ponaglenia do sądu, to wszystko się dzieje... to nie jest film. Znoszę o wszystko ale to nie jest pokora, to bezradność wobec nieudolności polskiego wymiaru sprawiedliwości, wobec zasad, standardów pracy lecz przede wszystkim wobec ludzkiej podłości, przeświadczenia o poczuciu bycia kimś lepszym od drugiego człowieka. Każdej nocy modle się prosząc aby... córka nie przestała mnie kochać aby o mnie nie zapomniała.

wtorek, 2 czerwca 2020

Opozycja i wsparcie dla żony

Toczy się wojna, inaczej tego nazwać nie można... niestety żona jej przedmiotem uczyniła nasze dziecko, moją córeczkę.. Po rozstaniu część osób stanęła po mojej stronie, kolejne osoby dołączyły gdy dowiedziały się o okolicznościach poprzedzających rozstanie, następnie kolejna grupa odsunęła się od żony po tym jak okradła nasze mieszkanie i wywiozła córkę. W tym momencie zrobiła już wszystko poza wywiezieniem Małej za granicę a mimo to na placu boją są ludzie wciąż jej wierni.   Dokładnie trzy:
- uzależniona od niej koleżanka która mieszka z nią i podobnie, (pod namową i przy pomocy mojej żony) okradła swojego partnera i wywiozła dzieci;
- bratowa, przekonana, iż ma u niej emocjonalny dług za pomaganie jej gdy miała problemy ze swoim mężem (nie ma pojęcia o wielu sytuacjach i tym, iż to często ja pisałem jako moja żona, dodając otuchy, radząc etc.);
- była żona jej kuzyna (on nie chce jej znać) a więc żadna rodzina (nie ma pojęcia, iż moja żona przyłożyła się do rozpadu jej małżeństwa).
Pierwsza z wymienionych osób będzie pierwszą ofiarą mojej żony. Już poszukuje ją policja i prokuratura, bowiem nie miała ślubu a więc nie mogła niczego zabrać tym bardziej, że dom w którym mieszkała należał do matki jej partnera. Nigdy nie pracowała... jak to się dzieje, że nagle człowiek nabywa przekonania, że wolno mu wszystko?
Jej bratowa, była osobą mi serdeczną do około miesiąca po rozstaniu. W tym momencie nie mamy kontaktu, jej mąż a brat mojej żony, wciąż odwiedza i wspiera mnie. W grudniu zapytał mnie: czemu na to pozwoliłeś, dlaczego dałeś sobie wejść na głowę? Opowiadałem mu jak nie traktowano. Jego żona, podobnie jak ostatnia  wymienionej trójki osób jest zdania, iż wszystko co w trakcie mojego małżeństwa i po jego rozpadzie uczyniła mi moja żona i co aktualnie czyni mojej córce, jest do usprawiedliwienia.... szukają na siłę czegoś po środku, posiłkując się rzekomym trudem i ciężarem życia ze mną. Oznacza to, iż... mówiąc bez ogródek, zbędnej delikatności i poprawności, bycie z kaleką jest wyczynem, wyłącznie poświęceniem i obojętnie jak było czy jest, a nawet bez różnicy jak będzie, nie mam prawa mieć o cokolwiek pretensji. Ich zdaniem. Powinienem być jedynie wdzięczny... i tu pojawia się kluczowa przyczyna rozpadu mojego małżeństwa: żona poczuła się lepsza ode mnie. Ludzie którzy latami, w czasie trwania małżeństwa, uważali więc, że mojego trudu nie było a mojej żonie należy się podziw. Co jeszcze musi się stać aby w ich opinii wyrównana czynami mojej żony, została moja wina i niewdzięczność za lata związku?
Usłyszałem nawet słowa: "Przecież wiesz, że ona jest nerwowa i uparta, mogłeś inaczej do tego podejść". To co miałem zrobić innego? Gdzie jest jakiś obiektywizm osób deklarujących stanie po środku? Nie stoją wcale po środku skoro widzą kradzież i odcięcie dziecka od ojca... po prostu myślą jak moja żona tylko wstyd im przyznać. Nie doszło by do tego wszystkiego gdyby nie poklepywanie po plecach i szukanie na siłę szarości zamiast dzielić na biel i czerń.

niedziela, 24 maja 2020

Znalazłem K.

W ubiegły piątek pojechał do córki. Na ślepo, bazując jedynie na wskazaniach GPS w telefonie jej matki i na swoistych poszlakach z poczty pantoflowej. Znalazłem Ją.. w małej wsi pod samym Poznaniem. Mieszka w starym domu, właściwie budynku gospodarczym przerobionym na mieszkanie, chlew lub stodoła - trudno ocenić bo brama obita była deskami. Do furtki podeszła starsza kobieta, nikt się mnie tam nie spodziewał - powiedziała, że nie może wydać dziecka i aby poczekać 2 godz aż jej mama wróci. Stanęliśmy więc autem przed bramą, bałem się, że będą coś kombinować i nie myliłem się. Po chwili z lasy wyjechał samochód, omal w nas nie uderzył - tak poznałem faceta mojej wciąż niestety aktualnej żony: niechlujny i prostacki, pełen wioskowego cwaniactwa - tymi słowami określił bym go chyba najtrafniej. Straszył nas w mało wyszukany sposób, używał słów które nie pasowały do zdania i kontekstu - nie rozumiał ich znaczenia... zadzwonił na straż sąsiedniego parku narodowego - strażnik widząc wyrok sądu odjechał tak szybko jak się zjawił. Po około 20 min. przesiadł się w drugi samochód, z ulicy zauważyłem, że zamontował w nim dziecięcy fotelik i podjechał do bocznej bramy. Pojechaliśmy za nim, gdy nas zobaczył zaczął gdzieś dzwonić - po chwili z bramy pod którą dotąd staliśmy szybko wyjechał samochód a on nas minął i pojechał za nim. Zrozumiałem, że wywieziono właśnie moją córkę... obraz zachowania tego człowieka, straszące gesty, cwaniackie proste słownictwo, w połączeniu z takimi... akcjami, było czymś co mnie przeraziło: moje dziecko mieszka wśród patologii... Jej potencjał zostanie zmarnowany jeśli nic nie zrobię. Zadzwoniłem po Policję. Po około 20 min przyjechali, wyszedł do nich ojciec człowiek który próbował mnie staranować rozpadającą się skodą felicją. Powiedział, że nie ma tu mojej córki ale rozpoznał Ją na zdjęciu - zaprzeczył tym słowom swojej żony i potwierdził, że wywieźli moją córeczkę. Po kolejnych 20 min przyjechała moja żona - bez córki, oznajmiając, że córka jest w domu.  Wściekła i pewnie zastanawiająca się jak ja ich znalazłem. Policjant powiedział mi wcześniej, że za domem jest jeszcze trzecia brama. Zatem zakładam, iż przez nią wrócili, odstawili Małą i podjechali od głównej bramy. Żona oznajmiła, że nie wyda mi córki ani nie pozwoli zobaczyć się z Nią na miejscu z powodu koronawirusa. Dodam tylko, że gdy tam przyjechałem na podwórku było kilka osób - wszyscy obcy i bez masek. Kilka godzin później wracając do domu zadzwoniłem do córki: nie wiedziała, że byłem... jechali właśnie wszyscy autem po córkę partnera żony aby zabrać ją do siebie na weekend.... Już koronawirus nie był straszny. Nie boję się wirusa... boję się kłamstw czynionych pod osłoną dobrych zamiarów, boje się podłości w imię dobrych celów. Boję się, że w tym wszystkim jest moja córeczka.

Posłuchajcie: https://www.youtube.com/watch?v=MzSe461fto8

Gdy wracałem nie czułem nawet już gniewu, nic nie czułem, jakby  pękło mi serce. Nie ma mnie bez Niej. Nie mogłem Jej nawet zobaczyć...

piątek, 15 maja 2020

Kiedy ktoś cie uderzy...

 Kolejny tydzień nie mogę nawet porozmawiać z córką. Poprzedni rozmawiałem jedynie raz dziennie, za każdym razem słysząc „tata muszę kończyć bo mama chce telefon”. Zawsze w momencie kiedy córka okazywała radość z przebiegu rozmowy… to, że rani mnie nie jest żadną nowością, jednak to, iż już zupełnie nie liczy się z dobrem córki, jest jakąś nowością. Chociaż z drugiej strony nieustanna gra dzieckiem, nawet mimo jego nieświadomości o tym fakcie, też była tego dowodem. Po tygodniu nieodbierania telefonu, zadzwoniłem z innego numeru – odebrała i nawet słowa nie powiedziała, rozłączyła się jak tchórz. Cóż bowiem miała powiedzieć? Zakładam, że zauważyła, iż w wysłanych jej w poniedziałek alimentach, w tytule przelewu zadałem jej pytanie (retoryczne niestety i bez odpowiedzi): Ja stosuje się do wyroku sądu a ty? Jestem zatem karany… kolejny raz, że w ogóle śmiem wysuwać jakieś aluzję wobec kogoś tak nieskazitelnego jak ona. Jakiś czas temu w jednej z rozmów córka zapytała mnie, czy czuje miłość gdy trzymam ją za ręka a ona zasypia (tak zawsze lubiła zasypiać nocując u mnie). Biedne kochane dziecko… nawet nie ma pojęcia jak wielką miłość do Niej czuje, jak bardzo jest to złożone uczucie, jak wielopłaszczyznowe, mogące pchnąć zarówno do najlepszego jak i najgorszego. Odpowiedziałem Jej, że zawsze czuje miłość czy jest ze mną czy Jej obok nie ma, że kocham Ją najbardziej na świecie. Dziś gdy raczyła odebrać telefon i rozłączyła się, napisałem jej, że jest tchórzem… że odcina mnie od córki, że wszystko to co w życiu uczynimy drugiemu człowiekowi, kiedy do nas wróci. Odpisała mi, że wróci to do mnie… miała na myśli krzywdę jaką jej rzekomo zrobiłem, ale może te słowa będą prorocze i życie przyniesie jej coś dokładnie odwrotnego, niż miała na myśli, innego niż roi się w jej pustym, podłym sercu. Jak bardzo  człowiek dla ochrony swojego dobrostanu psychicznego jest w stanie wyimaginować rzeczywistość, przeinaczyć przeszłość? Nawet kosztem innych… żona (niestety) zachowuje się tak, jakbym to ja ostatnie trzy lata ranił i wyniszczał małżeństwo, jakbym to ja chciał rozwodu, jakbym to ja złożył pozew dziesięć dni po rozstaniu, jakbym to ja został w swoim domu z równą połową oszczędności i córką u boku, jakbym to ja bawił się i nie pracował blisko rok, jakbym to ja nocą okradł mieszkanie współmałżonka i wywiózł dziecko ponad 300 km, jakbym to ja zerwał umowę adwokacką w sprawie kontaktów z córką i dwa postanowienia sądu w sprawie zabezpieczenia kontaktów z dzieckiem. W swoim całym wrodzonym braniu winy na siebie i poszukiwaniu za wszelką cenę w ludziach dobra, w tej sytuacji nie potrafię zrozumieć, jak jeszcze może mieć do mnie pretensje? Jedyne co przychodzi mi na myśl, to jej rozczarowanie, że nie jest jak chciała: za mało pieniędzy, za dużo mówienia o tym co było… chciała aby jej życie nie zmieniło się poza tym, że nie będzie ze mną, aby miała moją nieustanną pomoc przy organizowania wszystkiego pod nią, aby było dużo pieniędzy jak dawniej a ja tonął w poczuciu winy, karmił się wdzięcznością, że w ogóle była ze mną. Powodem tego wszystkiego, od A do Z jest wciąż to samo: poczucie bycia lepszym od innych.

Posłuchajcie:


"Kiedy przyszłaś na świat płakałem przez tydzień
rozczuliłaś tatusia
pamiętaj kochanie nie skrywaj emocji
gdy łzy płyną z oczu
to nie żadna ujma
w życiu napotkasz takich co nigdy nie płaczą
i takich co płaczą na filmach
na tych pierwszych uważaj, nie ufaj
co do drugich, to bierz ich na dystans
ludzi nie słuchaj
gdy chcą ci coś wmówić na siłę, zachowaj poglądu
ludzi mądrzy są zwykle milczący
wsłuchuj się w szepty
są źródłem mądrości (...)
szanuj religie i boga
lecz zostaw margines
kiedy ktoś cie uderzy weź zamach
raz a porządnie odpowiedz na krzywdę".

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Poruszyć niebo i Ziemie

Z powodu stanu epidemii w Polsce, sądy nie działają - mnie dotyka to w sposób szczególny... i mi podobnych. Żona nie realizuje postanowienia sądu w sprawie widzeń z córką - w najbliższy weekend kolejny mój raz. Schemat będzie podobny: sms z zapytaniem o adres, prośba o widzenie i... odmowa. To samo uczucie... są dni kiedy dopada to z siłą jaką trudno sobie wyobrazić - miłość do córki karze mi nienawidzić żonę i nienawidzę jej. Nie umiem się wyzbyć tego, to o wiele gorsze niż żal za wszystko co mi zrobiła wcześniej. Nienawiść nie jest też dla mnie naturalna, jest jak konieczność życia w nieswoim świecie. Napisałem pisma do wszystkich lokalnych mediów naświetlając sprawę - jest pewien odzew... napisałem także do licznych fundacji broniących praw ojców ale niestety w większości są to naciągacze. Napisałem do Rzecznika Praw Dziecka, wystąpił do sądu o akta sprawy. Rzecznik Praw Obywatelskich podobnie jak lokalne środowiska kościelne zupełnie umył ręce... poszła również oficjalna skarga do Okręgowej Izby Adwokackiej na pełnomocnika żony - wiem już bez wątpienia, iż jej prawnik doradzał jej we wszystkim co się stało i dzieje. Nie ma etyki adwokackiej, jest jedynie ekonomia... W ciągu ostatniego tygodnia napisałem również doniesienie do prokuratury z art. 207 kk. Prokuratura działa normalnie mimo epidemii... zrobiłem właściwie już wszystko co byłem w stanie zrobić na gruncie prawnym. Niestety znów nie śpię a jak śpię to sny męczą mnie bardziej niż brak snu. Nie umiem żyć bez córki, to straszne ale nie boli jedynie gdy o Niej nie myślę. Za każdym niezrealizowanym widzeniem z Nią, pisze sms na nr tel żony zwracając się w taki sposób aby kiedyś poznała prawdę jak było....
Zastanawiam się ile jeszcze jestem w stanie wytrzymać.... https://www.youtube.com/watch?v=6kerTWSFBao wciąż się nad tym zastanawiam i wiem jedynie, że granica tego jest nieustannie coraz bardziej przesuwana. Dokąd? Dla Ciebie K... tylko dla Ciebie.

czwartek, 26 marca 2020

Brak córki, polskie prawo i leczenie..

Stres dobija i znów odbiera mi coś ważnego, znów źródłem stresu jest ona, to jakby miało nigdy się nie skończyć. Jestem w trakcie leczenia - pierwszego odkąd żyje a trochę żyję już na tym świecie i dotąd nie było nadziei. Jedynie intensywna rehabilitacja odbierająca codzienność i normalne życie... teraz jest lek lecz normalne życie odbiera coś innego. Wchodzę zmotywowany na salę, zostawiam na niej pot i łzy, wychodzę, mijam kącik dla dzieci w miejskiej przychodni i wszystko pęka, rzuca mnie na kolana... znów to uczucie, że nie ma przy mnie mojego serca, Mojej córeczki. Nie widziałem Jej 3 miesiące, ostatnio 3 tygodnie nie dawała mi Jej nawet do tel. Nic nie mogę zrobić, istniejące rozwiązania prawne to jedynie teoria. Jest wyrok sądu a w dni widzeń otrzymuje sms, że córka chora a gdy jadę na miejsce, wywozi Ją na cały weekend. Zglaszam policji i wracam ponad 300 km w jedną stronę. Ustaliłem, że już nie mieszkają w dotychczasowym miejscu - nowego adresu nie chce mi podać (mieszka z nowym wujkiem a w jego mieszkaniu przechowywane są skradzione od jej koleżanki z domu meble i sprzętu - okradła swojego faceta jak w listopadzie żona okradła mnie / nas), a sądy z powodu epidemii nie działają. Gdy działają jest niewiele lepiej.. dlatego jestem po 4 zastrzyku, do każdego podchodzę dla Niej, z myślą o Jej przyszłości.. lecz nie czuje żadnej poprawy. Czuje większą bezradność w walce o zdrowie i córkę, niż gdy walczyłem o żonę i małżeństwo. Nie zasługiwała na bycie moją żoną i nie zasługuje na córkę, na bycie Jej matką. Jest potworem odbierającym ojca własnemu dziecku... dzień w którym stracę więź z córką będzie dniem mojej śmierci, nawet jeśli wciąż bić będzie moje serce. Bez córki czuje się jak dłoń pozbawiona 4 palców, nie nadająca się do użytku, brzydka, nienaturalna..
Jest taki film... "Tato", oglądałem go ok. 20 lat temu sądząc, że mnie nigdy to nie spotka: https://www.youtube.com/watch?v=ZzS7mMJ5WVA Nic tak nie boli jak brak dziecka, jak świadomość, że ono jest tam... gdzieś. Dziś nawet nie wiem gdzie...

poniedziałek, 9 marca 2020

Brak córki i złamanie postanowień sądu

W ubiegły weekend zgodnie z wyrokiem sądu, miałem widzenia z córką - pojechałem po Nią, ona miała odwieść. Od tygodnia nie odbiera telefonu, nie mogę porozmawiać z córką, usłyszeć ją. W czwartek napisała, że mała jest chora - mam  nie przyjeżdżać. Napisałem, że przyjadę, wezmę Ją do lekarza i jak stwierdzi, że córka nie nadaje się na podróż to jej nie wezmę. Nie zgodziła się. Potem już nie odpisała. Pojechałem na wyznaczoną godzinę lecz zabrała gdzieś córkę, więc zgłosiłem - sporządzono na Policji notatkę o utrudnienie widzeń a wieczorem patrol pojechał sprawdzić czy są w mieszkaniu - nie było. Zostałem na noc w mieście, ponowiłem w sobotę próbę kontaktu - znów w mieszkaniu nikt nie otwierał a wieczorem znów pojechał patrol - dalej nikogo nie było lecz sąsiedzi zeznali, że ktoś tam wrócił późną nocą, już po wizycie Policji. Łącznie od blisko 2 mc-y nie widziałem córki, od ponad tygodnia z Nią nie rozmawiałem - jest na skraju wytrzymałości emocjonalnej... gdy ostatni raz rozmawiałem z córcią cieszyła się na mój przyjazd - prosiła o tablet i ulubioną lalkę na drogę. Wracałem z tym wszystkim ze łzami w oczach... słona woda tęsknoty i szczerej nienawiści. Ponowie wniosek o zabezpieczenie kontaktów, wraz z przyznaniem mi córki. Zgłoszę o karę finansową za niezrealizowane widzenia i rekompensatę poniesionych kosztów - ok. 600 zł. Paliwo i hotel. Nie o pieniądze w tym wszystkim jednak chodzi, lecz o to, że nie da się nie tęsknić, ta rana się nie goi. W weekend skontaktuje się ze stowarzyszeniem walczącym o prawa ojca - nie mam pojęcia jak oni działają i co to da ale spróbuje wszystkiego. Dziś ponownie była tam Policja - ustalili, że córka jest w mieszkaniu ale opiekuje się Nią koleżanka. Żona jest w pracy na drugą zmianę w miejscowości oddalonej o 50 km (kluczowym argumentem forsowanym w sądzie było, że wyjechała tak daleko aby mieć pracę na miejscu - w moim miejscu zamieszkania miała do pracy 10 km). Jej zachowanie jest odpowiedzią na decyzję sądu, iż ma ode mnie odebrać córkę po tym jak wezmę Ją od niej. Nie może również znieść, że pomniejszono jej alimenty o 300%. Mam wciąż wiele siły i nie odpuszczę... wiem jednak, że jeśli coś mnie jeszcze złamie to brak dziecka. Już to wiem.

wtorek, 3 marca 2020

Druga sprawa rozwodowa

Pod koniec ubiegłego miesiąc odbyła się druga sprawa - generalnie nie stricte rozwodowa lecz będąca następstwem złożenia przeze mnie wniosku (już drugiego) o zabezpieczenie kontaktów z dzieckiem, przy czym wystąpiłem o to aby córka była przy mnie.... niestety nie udało się, ale nie do końca jest to porażka. Sąd nakazał żonie odbieranie dziecka ode mnie z domu - na jej koszt a więc będzie jeździć tak jak ja jeździłem - pół Polski i alimenty wyda na paliwo. Sąd okroił wysokość alimentów z wnioskowanej przez żonę kwoty 1500 zł do 500 zł. Co drugi weekend córka ma być u mnie więc to bardzo mało... nie myślę jednak o tym teraz bo zwariuje. Boli... bardzo boli. Na koniec rozprawy sędzina nie zostawiła suchej nitki na żonie ale i na jej adwokatce - odniosła się do wyssanych z palca roszczeń finansowych i kosztów życia po wyprowadzce podkreślając przy tym, że podawane powody wyprowadzki nie przekonują ławę sędziowską a także, że żona dokonał wyboru i sama zdecydowała się na wyższe koszty życia i trudności. Potępiono jej wyjazd, zabranie córki i ruchomości z naszego domu. Sędzina dodała, że jest rozczarowana postawą mecenas powódki, iż pozwala swojej klientce na takie poczynania. Najważniejsze dla mnie było co innego: padły słowa, że gdyby nie niepełnosprawność córka była by przy mnie. Nie odpuszczę jednak... teraz chwilowo skupię się na procesie rozwodowym - prawdziwe światło zostało już rzucone na żonę i nasze małżeństwo... następnie znów zawalczę o swoje dziecko. Wychodząc i mijając mnie, żona parsknęła z drwiną. Jest także wściekła, iż wynająłem nasze mieszkanie na zasadzie użyczenia w zamian za opiekę. W swojej bezsilności drwiła w sms z mojej niepełnosprawności.

czwartek, 30 stycznia 2020

Pierwsza sprawa rozwodowa

Pierwsza sprawa rozwodowa już za mną... z uwagi na złożenie wniosku o zabezpieczenie kontaktu z dzieckiem (po uprzednim złamaniu postanowienia sądu które dotyczyło tej kwestii), przede wszystkim miano ustalić co dalej z władzą rodzicielską i kontaktami. Różnice stanowisk w tym względzie spowodowały, że sąd decyzję podejmie za miesiąc a podczas rozprawy skupił się na przesłuchaniu dwóch powołanych już wcześniej świadków - moich. Gdy zaczęli mówić... żona płakała, w pewnym momencie nie wytrzymała i zaczęła nie proszona się odzywać. Nie spodobało się to sądowi a ostatni jej komentarz sędzina zakończyła stwierdzeniem, żeby żadna ze stron nie czuła się taka pewna jaką sąd podejmie decyzję w sprawie miejsca pobytu dziecka. Na korytarzu w sądzie miałem spięcie z żoną i jej adwokatką - prawnik sugerował, że jestem sam sobie winien wyprowadzki żony bo chciałem duplikat klucza do zmienionych przez nią zamków w drzwiach naszego wspólnego domu. Wypowiedziała wręcz słowa, iż przecież chciałem aby opuściła mieszkanie. Nie dam się jednak tak manipulować, nie pozwolę aby ktoś mi cokolwiek wmawiał. Może też sam jestem sobie winien, że okradła nasze wspólne mieszkanie wszystko wywożąc? Kpiny! Miałem chęć złapać za tlenione włosy adwokatki i spytać czego nie rozumie w zaistniałej sytuacji. Jej obowiązkiem jest bronić swojego klienta ale musi być to zgodne z prawem i etyką adwokacką. Podczas zeznań miała czas i okazję się wykazać ale ewidentnie nie była przygotowana i może też na korytarzu pokazała frustrację. To już jednak nie ważne ale mam pewność, że działania żony są przez nią koordynowane - wyprowadzka i przywłaszczenia wspólnych dóbr z mieszkania również. W tym momencie córka jest 370 km ode mnie. Pierwszy raz gdy pojechałem po nią, zawróciła mnie po 200 km kłamiąc, że córka chora. Za drugim razem dojechałem, była opryskliwa, nie chciała sprowadzić małej z piętra do mnie. Trzeci raz był właśnie po rozprawie - spóźniłem się odwożąc córkę, poinformowałem, że na drodze jest fatalnie. Dojechałem: krzyki, groźby, iż jej nie dostane więcej, trzaskanie drzwiami... wszystko na oczach córki. Żona z wielkopolski przyjechała już z nowym facetem wiem od małej, że zostawia ją z nim, jeździ z nim... kolejny wujek. Zanim zrobiła scenę przy odwożeniu córki, chciałem zaproponować żonie aby nie brnąć dalej w zeznania świadków tym bardziej, że ona ma tylko jednego - jej brat zrezygnował (był jako drugi). Jej łzy nie są mi obojętne a na pewno nie sprawia mi to przyjemności... sama jednak zdecydowała swoim zachowaniem, że należy w sądzie powiedzieć prawdę, powiedzieć wszystko... i niech słucha, niech płacze choć nie wierzę, że cokolwiek do niej dotrze. Ona trwa w przekonaniu, iż jest ofiarą, że ma uzasadniony żal do mnie, tak jakbym to ja ją zostawił, złożył pozew, mieszkał w pięknym domu z córką a jej kazał się wyprowadzić do rodziców. Wczoraj ostatni raz żebrałem o własne dziecko choć jeśli się poniżyć to tylko dla niej, dla dziecka. Reszta się nie liczy.

czwartek, 16 stycznia 2020

Spinraza we krwi..

Od dwóch dni krąży we mnie lek za 90 000 euro - spinraza, a ja wciąż nie potrafię uwierzyć, że to się stało. Blisko 40 lat prób godzenia się z tym, że leku nie ma - wątpliwości w tej kwestii nie było i lepiej gdy się ich nie miało - lepiej się żyło choć z łatwością tego życia nic wspólnego to nie miało. W moim województwie nie podano nikomu leku kto ma skoliozę kręgosłupa, ja jestem pierwszy... nie miałem żadnej nadziei, robiłem jedynie dobrą minę do zlej gry - do szpitala nie wziąłem nawet ubrań na zmianę. Po 90 min tarcia o kręgi, ustawiania maszyny i wciskaniu się w stronę kanału rdzeniowego usłyszałem: jesteśmy! Miałem już całe pokrwawione plecy i spocony byłem z bólu. Nie kazałem jednak przerywać, ból był i jest częścią mnie - gdy leżałem już i spuszczano mi 5 ml płynu  rdzeniowego, drugi raz w życiu z oczy leciały mi łzy szczęścia - pierwszy raz był gdy urodziła mi się córka. Trudno to opisać i wcale nie chodzi o nadzieję na wyzdrowienie. Podano mi lek, założono opatrunek i 24 godz leżałem na sali. Nie miałem zespolu popunkcyjnego ani innych skutków ubocznych, jedynie ogromne zmęczenie bo prawie nie spałem... teraz zaczynam ćwiczenia: ogólne i obwodowe, planuje 2x. Powiedział A, teraz pora powiedzieć B. Nie chcę pamiętać co było, muszę wykorzystać daną mi szansę - większej od losu nigdy nie dostałem... wezmę z tego ile się da, całe garście - tak jak zawsze, niezmiennie: w bólu, pocie i krwi bo taki jestem. Ten rok nie może być gorszy od poprzedniego.. i nie będzie!