Szukaj na tym blogu

"Mądra Kobieta nigdy nie podważa tej siły, gdyż jest to moc, która chroni Kobietę i jej potomstwo przed zagrożeniami z zewnątrz... Mądra Kobieta wspiera tą siłę i dba o męskość swojego mężczyzny, Ojca jej dzieci, gdyż wie, że dzieci bez wzoru Ojca wyrosną na emocjonalne kaleki z problemami w życiu..."

wtorek, 30 listopada 2021

Mizaru, Kikazaru i Iwazaru


 „Nie szukaj i nie wytykaj błędnych czynów i słów innych ludzi” - tym ozdobiłem swoją rękę. Nie ma jednak małp lecz czaszki, symbole życia w którym wierze, iż odłączenie się od zła jest niemożliwe - nie da się od niego uciec, doświadczamy go a innym razem je czynimy. Każdy powinien odpowiedzieć za swoje czyny: tydzień temu moja żona została skazana za przestępstwo wskazane w art. 207 Kodeksu karnego, na grzywnę w wysokości 350 dziennych stawek w kwocie 10 zł, a także na pokrycie kosztów sądowych i adwokackich - dokładna kwota kary nie jest mi zatem znana gdyż zależy do kwot jakie wezmą pełnomocnicy - zarówno mój, jak i mojej żony. Nie miałem możliwości być na odczytaniu wyroku ale nie ważna jest dla mnie wysokość grzywny, czy też wymiar / forma kary, lecz kara sama w sobie, zwycięstwo nie dla zasady a dla możliwości opowiedzenia o tym co się działo w sferze którą powinna normalnie wypełniać miłość i szacunek - tak oboje przysięgaliśmy ale normalnie nie było, za to było szarpanie, popychanie a przede wszystkim słowa których wobec nikogo nie wolno wypowiadać bez konsekwencji. Dlaczego to robiłaś? Chciałaś abym odszedł, podjął tę decyzję za ciebie zwalniając cię z odpowiedzialności moralnej (której tak panicznie się bałaś - co ludzie powiedzą?) za porzucenie niepełnosprawnego męża? Ja myślę, że w tej kwestii moja niepełnosprawność (czy jak ją nazywałaś - kalectwo) nie była prawdziwym powodem głosu twojego sumienia.. dosztukowano ją do tego wszystkiego podobnie jak do wielu innych problemów które niekiedy nie były nawet faktycznymi problemami a swoistym kijem na psa a jak wiadomo, taki kij się znajdzie zawsze. Nie bałaś się tego co powiedzą inny bo odchodzisz od chorego człowieka lecz tego, iż odchodzisz od dobrego (zawsze dobrze cię traktującego) człowieka - wszyscy to widzieli i wiedzieli. Wolałaś więc wpajać mi przez 3 lata, że jestem nikim, że życie ze mną, kimś na wózku jest koszmarem, nie małżeństwem i swoją miłość powinienem okazać przyznaniem ci racji. Nie zrobiłem tego dlatego wyżywałaś się na mnie niszcząc fizycznie i psychicznie. Przerażające jest to, że najgorsze rozwiązanie dla mnie, było jednocześnie dla ciebie najłatwiejszym. Próbowałaś mnie zniszczyć moją własną miłością i strachem przed utratą dziecka.. i omal ci się nie udało - za to jest wyrok a nie z zemsty jak twierdzisz.. chciałbym aby karą było to abyś to zrozumiała.   

niedziela, 19 września 2021

Powinien ją od razu odtrącić


 ...wspominałem kiedyś na blogu o pewnej Ewie, w kontekście opozycji wobec mnie i obozu żony. Postawiłem wówczas tezę, że osoba ta choć nigdy nie powiedziała mi tego wprost, to jednak od zawsze postrzegała mnie jednoznacznie - uważała podobnie jak żona, że powinienem się cieszyć, iż ktokolwiek chce lub chciał być ze mną, bez względu na to jak ta osoba mnie traktuje. Kilka tygodni temu Ewa powiedziała coś więcej i w końcu szczerze... że jako człowiek inteligentny powinienem od razu, na początku znajomości odtrącić żonę i przewidzieć, iż będąc w związku ze mną, będę dla niej ciężarem a zamiast tego zaczarowałem ją dobrocią, dawaniem spokoju i stabilizacji. Tymi słowami obrzydzono to co dobre, co uniwersalne a jednocześni moim ówczesnym działaniom i uczuciom przypisano jakiś fałsz, obłudę... tak jakbym kochając żonę, będąc dla niej dobrym, działał głupio lub interesownie - sam nie wiec co bardziej mnie obraża... co gorsze morał ze słów Ewy w sądzie jest taki, iż tacy jak ja, nigdy nie powinni się z nikim wiązać. Idąc o krok dalej, takie przekonania dostrzec można nie tylko u zwolenników eutanazji ale i w postawach nazistów w okresie III Rzeszy - oni czyścili swoje społeczeństwo z osób niepełnosprawnych, zabierali ich z domów i gazowali aby właśnie nie byli dla nikogo ciężarem. Słuchałem jej zeznań i zastanawiałem się czy na prawdę można tak jednostronnie widzieć tak złożone kwestie jak ludzkie interakcję? Czy po prostu łatwiej nie widzieć, zapominać co ta ciążąca komuś osoba niepełnosprawna dała tej tu lepszej pełnosprawnej? Taka ocena wynika ze strachu, że obiektywizm oceny mógłby zaskoczyć, nie daj Bóg pokazać, że dałem dom, spokój, miłość i wykształcenie..

poniedziałek, 16 sierpnia 2021

Tato zrób coś


 Ostatnia niedziela była jak jeden z pierwszych dni po rozstaniu - córka nie chciała puścić mi dłoni: tato proszę wróć do domu - krzyczała płacząc a ja robiłem wszystko aby Ona moich łez nie widziała. Takie dni, takie sytuację coś zmieniły w mojej głowie, coś z nią zrobiły - nieodwracalnie bo sama myśl o tym, wspomnienie... powoduje we mnie złość, wywołuje mdłości. Dziecko nigdy nie powinno musieć o to prosić (trwać w przekonaniu, że musi) i to mnie właśnie zabija. Najgorsze jest to, że znane powiedzenie mówiące, że czas goi rany, nie ma w tym przypadku kompletnie zastosowania. Ostatnia niedziela była jak widmo tamtych dni - nie chciałaś jechać... chciałaś zostać na dłużej, bez ciągłego pośpiechu. W oczach córki tulącej się do mnie, widziałem niemy krzyk: Tato zrób coś! Chciałem Jej pomóc lecz musiał bym złamać prawo chroniące odgórnie matki bez względu jakie są.. i zrobił bym to sobie, odpowiedział za to ale nie zrobię tego córce, nie dołożę Jej stresu i kolejnych wątpliwości. Dziecko nigdy nie powinno musieć o to prosić (trwać w przekonaniu, że musi) i to mnie właśnie zabija. Kiedyś córka się dowie, dlaczego nie mogła choć chciała, dlaczego odmawiano Jej czegoś normalnego jak ferie czy wakację u taty... sąd karmiony jest kłamstwami które mają niby uzasadniać brak dobrej woli, natomiast córce matka mówi, że Policja nie pozwala, że u taty jedynie weekend. Ludzie potrafią tak wiele kłamać, że w pewnym momencie zaczynają chyba sami w to wierzyć - muszą by ich świat się nie rozpadł... i moja córka w tym tkwi - w obłudzie która ma za zadanie uczynić mamę lepszą niż jest w rzeczywistości.

środa, 4 sierpnia 2021

Czy nadal oglądasz?


 Czy nadal oglądasz? - sam nie wiem jak wiele razy serwis z video mnie o to pytał... budziłem się z pilotem w ręku w ciszy zatrzymanego serialu i mroku pokoju nocą - budziłem się z pilotem w dłoni, odpadałem a nie zasypiałem. Taka rzeczywistość trwała u mnie kilka miesięcy - nie spałem ostatnie miesiące z żoną a potem nie spałem gdy się rozstaliśmy. Deficyt snu - to coś co mnie niewątpliwie dotykało... spałem lepiej jedynie weekendami gdy była u mnie córka ale i tak zanim usnąłem - siedziałem przy łóżku na którym spała, dzieląc czas na wpatrywanie się w Nią i na grzebanie w smartfonie. Wiedziałem, że żona ten czas przerabia inaczej - jeździła, bawiła się w tym także (niestety) na oczach naszej córki. Wydaje mi się, że ja zbyt dużo musiałem przemyśleć i zabawa temu nie sprzyjała. Najgorsze było to, że niemal codziennie budziłem się o 5 nad ranem i już nie mogłem spać. Doraźnym więc rozwiązaniem było więc siedzenie po nocach a żeby choć na chwilę odetchnąć psychicznie - oglądałem seriale. Najpierw Stranger Things, potem 
The End of the F***ing World, następnie Gothan... Czarne lustro, The rain, Locke & Key i kilka innych. Ludzie gdy cierpią rzadko  sięgają po rozwiązania które skutecznie są w stanie te cierpienie zmniejszyć - zazwyczaj je pielęgnują bo uważają, że wielkość cierpienia i negatywnych odczuć jest swoistym determinantem słuszności postępowania, dotychczasowych wyborów i wyjątkowości doświadczanych emocji. Wszystko się jednak zmienia i dziś ten sam serwis z filmami, relaksuje mnie tak jak powinien... czas w ten sposób spędzam niekiedy również z córką gdy mam ją na weekend. Co ciekawe w swoim aktualnym miejscu zamieszkania Ona także ma i ogląda z matką ten serwis. Do korzystania z niego, konieczne jest bardzo dobre łącze internetowe a oficjalnie takiego moja żona nie posiada - dlatego rozmawiając z córką na video pikseluje, ucina i jest przesunięcie w głosie... również dlatego podczas telerozprawy sądowej w sprawie nierealizowania kontaktów, żona po prostu rozłączyła się udając brak połączenia z Internetem chwilę po niewygodnym pytaniu. 

niedziela, 4 lipca 2021

Mama


 Patrzę nieraz na moją mamę i myślę nad tym jak wielką pracę wykonała aby postawić mnie na nogi, pomóc wyjść z bagna w jakim się znalazłem po rozstaniu z żoną, wzmocnić fizycznie i psychicznie choć jeszcze wtedy, świeżo po rozstaniu niewiele wiedziała... nie dziwie się bo całe dni milczałem, nie odzywałem się do nikogo, zakładałem słuchawki na uszy i... znikałem. Tak jakby choć chciałem na prawdę. Bezpośrednio po rozstaniu miałem ogromną (nawet jak na mnie) niedowagę a ona robiła wszystko aby to zmienić - podsuwała mi do jedzenia wszystko co lubię i o każdej porze, byle bym zjadł. Jajka na surowo z bananem, do tego blendowane suszone morele i pestki dyni to moje drugie śniadanie przez pierwsze sześć miesięcy... tak dzień za dniem nabierałem stopniowo wagi - twarz mi się zaokrągliła, wystające żebra znikły. Jeszcze większą pracę mama wykonała w zakresie mojej psychiki... jeździła ze mną raz lub dwa razy w tygodniu do psychologa, ale momentem przełomowym była pewna noc. Poczułem się wtedy źle, serce biło bardzo nierówno, zabijały mnie myśli... zawołałem mamę i poprosiłem o wodę, dała mi, pomogła mi usiąść i masowała dłonią moją lewą pierś. Miała w oczach łzy i powiedziała, żeby odpuścił, że muszę bo się wykończę a mam wciąż małe dziecko dla którego muszę żyć i muszę zachować zdrowie. Mawia się, że matkę ma się tylko jedną a żon można mieć kilka... i jest to prawda . Żadna to oznaka dorosłości wybierać, odcinać się od któregokolwiek z rodziców w imię dojrzałości i rzekomej konieczność wyboru między np. żoną a matką. Jeśli z jakiegoś powodu trzeba wybierać to coś jest nie tak, oczekiwanie od kogoś dokonania takiego wyboru wskazuje, że osoba która tego żąda zazwyczaj nie kieruje się odpowiednimi pobudkami.  Oboje rodziców dużo mi w tamtym czasie pomogli, a już od dawna myślałem, że aż na tak znaczącą pomoc od rodziców jestem już za stary, że sprawdzało się do dawniej gdy dorastałem. Dziękuję...

piątek, 2 lipca 2021

Często myślę ..


 Często myślę o mojej córce w kontekście przyszłości która zaczyna się już dziś... nie jutro, nie za tydzień czy miesiąc lecz dziś - tu i teraz, lecz okazuje się, że jedynie ja myślę o edukacji córki i jej rozwoju. Urodziła się z dużym potencjałem, śmiem wręcz twierdzić, iż większy niż w przypadku większości dzieci. Obecnie jednak mam wrażenie, że potencjał ten jest zaprzepaszczany. Córka od września idzie już do zerówki. Ja w zerówce już czytałem i pisałem lecz nie chodzi o odniesienie do mnie, o porównywanie lecz o to, że z córką nikt nie pracuje. Jej matka skończyła studia, jednak obecnie nie trzeba do tego wiedzy i ona wiedzy tej nie ma. Co gorsze - nie ma także (jeśli nie przede wszystkim) cierpliwości którą mogła by te braki nadrobić (a raczej zrekompensować córce). Nie ma w tym złośliwości z mojej strony bo w tym momencie zupełnie nie chodzi o emocję między nami. Żona związała się z mężczyzną po szkole zawodowej (nie umniejszając nikomu z takim wykształceniem) który ma poważne problemy z ortografią i obiektywnie, też bez złośliwości) nie będzie w stanie pomóc mojej córce w nauce od klasy IV. Myślę o tym z przerażeniem tym bardziej, że mam córkę za mało, za krótko aby cokolwiek zrobić. Wiem, że żona będzie chciała aby nasza córka się uczyła, będzie Ją pilnować z odrabianiem lekcji lecz górę weźmie to co sama wyniosła z domu w tym zakresie - jej ojciec zmuszał siłą i krzykiem do nauki wszystkich u nich w domu, a skutek tego był taki, że odczuwali niechęć do szkoły, postrzegali tę instytucję jako przymus a przecież (wiem z doświadczenia) może być inaczej. Możliwe jest zaszczepienie w dziecku sumienności i czerpania radości z nauki i chodzenia do szkoły - wówczas naturalnie pojawia się w nim motywacja, bez wbijania siłą wiedzy do głowy. Marzyłem o tym, oczami wyobraźni widziałem jak uczę się z moją córeczką, opowiadam o świecie, wyjaśniam... w ten sposób im była by starsza tym bardziej angażował bym się w Jej rozwój. Widziałem w tym powołanie, cel życiowy... 

środa, 12 maja 2021

Art. 190a. Stalking


 Dziś dowiedziałem się, że jestem stalkerem bo kontaktowałem się z żoną w sprawię izolowanej ode mnie przez 9 miesięcy córki, że uporczywie nękałem przyjeżdżając do miejsca jej zamieszkania wyłącznie w dni ustalonych sądownie kontaktów z własnym dzieckiem i wyłącznie w porze wskazanej w postanowieniu sądu. Zgłoszenie dotyczyły art. 190a § 1. Kodeksu karnego w którym czytamy: "Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia, poniżenia lub udręczenia lub istotnie narusza jej prywatność, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8". Nie obawiam się ani tego zgłoszenia ani potencjalnych tego konsekwencji choć spodziewam się, że żona znalazła wśród swojego najbliższego otoczenia świadków którzy zeznają co im karze. Zastanawiam się jedynie czy jest bardziej podłość czy bezczelność z jej strony? Do jednego i drugiego zdążyła mnie już przyzwyczaić - nie powinno mnie więc to dziwić i.. nie dziwi. Stalker to jak dla mnie nieco wyświechtane określenie i kojarzy mi się z kimś kto nie daje żyć drugiej  osobie poprzez dzwonienie i pisanie - jestem pewien, że nawet moja żona wie, że jestem kimś dalekim do stalkera ale ona już dawna straciła kontakt z rzeczywistością i jest teraz w swoim własnym świecie opartym o złość i przekonaniu o swojej racji. Nie zrobiłem nic złego a wręcz uważam, że zrobiłem coś dokładnie przeciwnego - przywrócił dziecku ojca a ojcu dziecko. Nie wstydzę się żadnej wiadomości napisanej do żony w okresie gdy ukradła (bo inaczej tego nazwać nie można) mi córkę, bo każdą z tych wiadomości pisałem w taki sposób aby móc w przyszłości pokazać je córce. Jeśli przyjdzie mi porozmawiać z Policją bądź sądem, chętnie to zrobie ponieważ w przeciwieństwie do mojej żony, wiele mogę powiedzieć o udręczeniu, poczuciu poniżenia etc.


sobota, 1 maja 2021

Covid19 mam już za sobą


 Z początkiem kwietnia wyszedł mi pozytywny test na SARS-cov2 lecz był on formalnością, bowiem zanim go zrobiłem wiedziałem już, że jestem chory i raczej nie jest to grypa. Nie oznacza to jednak, że czułem się gorzej - po prostu inaczej... Pozytywny wynik testu zakładałem również z tego powodu, iż w weekend poprzedzający ten czas, odebrałem córkę z przedszkola a po kilku minutach jazdy powiedziała mi, że w jej przedszkolu jedna z grup jest na kwarantannie z powodu covid-u. Otrzymuje na co dzień liczne maile od przedszkola (od momentu interwencji telewizji i kuratorium) dotyczące wszystkiego co się dzieje w placówce, lecz nie dotarł do mnie mail z informacją o covidzie. Przeproszono mnie za to ale przede wszystkim potwierdzono, iż w przeciwieństwie do mnie, żona takiego maila z placówki dostała (później ona sama mi to również potwierdziła w sms ironizując, że powinienem mieć pretensje do przedszkola, nie do niej). Wiedziała lecz nie powiedziała czym naraziła mnie i moich rodziców lecz co ważniejsze pokazała jak bardzo boi się wirusa skoro mimo tej wiedzy, puszczała córkę do przedszkola (a przecież to pandemią covid-u tłumaczy w sądzie 9 mc-y izolowania mnie od córki). Czy chciała mnie celowo zarazić wiedząc, że jestem w grupie podwyższonego ryzyka? Czy liczyła, że źle go przejdę lub umrę? W kontekście tego jak u swojej siostry Klaudii K. opowiadała jak bez wahania zepchnęła by mnie ze schodów gdyby tylko mogła... odpowiedź wydaje się prosta - niestety. Tydzień później żona sama zachorowała lecz córce testu nie zrobiła w skutek czego małej nałożono dłuższą kwarantannę niż jej a następnie przedłużono dodatkowo z powodu rzekomego, dodatniego wyniku testu kolejnego domownika. Dwa weekendy z córeczką mi przepadły. Trudno nie wierzyć, że to celowe działanie gdy zapytana o to kiedy będę mógł odrobić te weekendy, odpowiedziała, że nigdy - że to nie jej wina, że jest pandemia... zupełnie bez znaczenia było dla niej było to co sąd powiedział jej na ostatniej sprawie - mianowicie, że żadne kontakty nie przepadają np. w związku z chorobą i powinny być zrealizowane w możliwie najbliższym czasie. Córka w weekend u mnie w sobotę poczuła się źle ale już w niedziele było w porządku - mimo to usłyszałem od żony, iż to moja wina, że nie zawiozłem córki na test i, że nie potrafię się Nią zając. Ponownie zupełnie bez znaczenia było dla żony, że to ona dawała dziecko do przedszkola mimo covid-u w nim i nie wspomniała mi o tym słowem, czy też to, iż objawy u córki trwały nie cały dzień więc nie wzbudziły większych obaw u mnie. Jak ja się czuje? Żyje. Na nieszczęście żony - wciąż żyje.

czwartek, 15 kwietnia 2021

Prawda o mamie cz. 2


 Nie umiem opisać jak trudne jest pisanie wiadomości do adresata który odczyta to dopiero za kilka lat a prawdopodobnie zrozumie jeszcze później... z drugiej strony słowa te wypływały prosto z serca niemal same - ciężko o bardziej szczere słowa tęsknoty, gdy na prawdę tęskni się jak nigdy - każdą cząstką duszy aż boli... czasami w nocy wydawało mi się, że słyszę ten ból, to było jak ciche trzeszczenie, pękanie lodu na którym się stoi. To specyficzny dźwięk - poznałem go jeszcze będąc dzieckiem i nie mówię o takiej tęsknocie, lecz o byciu faktycznie na pękającym lodzie. Wtedy bałem się, że się zarwie lód a rok temu, iż moje ukochane dziecko, krew z mojej krwi zapomina mnie... dlatego pisałem te wiadomości, te swoiste malutkie liściki do mojej córeczki bo nic więcej zrobić nie mogłem jak zostawiać po sobie te słowa i czekać na termin założonej już sprawy o kolejne zabezpieczenie kontaktów z dzieckiem. Żona pewnie odbierała te sms mówiąc sama do siebie coś w stylu "i co mu to da?" albo "idiota znów wypisuje". Na pewno wszystko od razu usuwała ale wiem od niej samej, że boi się, iż kiedyś córka się dowie... najbardziej, że kiedyś zobaczy reportaże w TV. Zakreskowana twarz matki będzie od razu poznana przez córkę... plus resztki wspomnień z tego okresu. Nie widywałem córki wtedy, nie mogłem nawet porozmawiać telefonicznie (o rozmowie na wideo nie wspomnę). Przez pierwszy miesiąc gdy ukryła się w Jarosławcu, nie odebrała przez miesiąc ani razu - bała się, że córka powie mi gdzie są. W okresie Wielkiej Nocy było lepiej lecz potem znów odcięcie - jeden kilkusekundowy telefon na tydzień lub dwa, celowo dodatkowo w miejscu gdzie nie ma zasięgu. Tak wyglądała Zima, Wiosna i Lato...

czwartek, 8 kwietnia 2021

Prawda o mamie


 Edyta opowiedział mi kiedyś historię swojego rozwodzącego się brata i tego, jak jego żona odebrała mu dziecko. Doprowadziło go to do ruiny psychicznej i finansowej, gdyż w momencie szczytowym musiał niemal płacić za możliwość spotkania z córką. Robił co mógł walczył lecz nie tylko nic to nie dało, ale co gorsza - nie pozostał po tym żaden ślad który potwierdził by dziecku, że ojciec walczył. Kilka lat później te same dziecko, z żalem zapytało go: Tato czemu o mnie nie walczyłeś? Nie chcę nigdy wiedzieć co on musiał wówczas czuć, niemoc, strach, smutek... nie mogę na to pozwolić. Dlatego w cyfrowych dokumentach sądowych, mam folder "Prawda o mamie". Gdy żona nie odbierała miesiącami telefonu, nie odpisywała ani nie pozwalała mi się zobaczyć z córką, ja pisałem wiadomości... cały czas pisałem - adresowane do mojego dziecka, wyobrażałem sobie, iż jest obok i to słyszy. Wie, że tata nie zapomniał, że walczy i nigdy nie odpuści. Niekiedy pisałem późną nocą gdy zostawałem sam z najczarniejszymi myślami a innym razem w dzień - w sklepie bo zobaczyłem gdzieś małą, przypominającą moją córkę dziewczynkę... Nigdy nie odpisywała na te wiadomości, pewnie od razu usuwała a ostatecznie zgłosiła mnie na Policję za nękanie jej... pisałem do córki, w takich a nie innych okolicznościach, na numer za który płaciłem a żona go używała do rozmów ze wszystkimi poza mną (co widać z bilingów). Jednym z jej matki warunków na pseudo ugodę było właśnie to, że córka ma się nigdy nie dowiedzieć o tym co się działo. Tak nie będzie, cokolwiek się stanie bo prawda musi wyjść na jaw.. prawda o mamie.

wtorek, 6 kwietnia 2021

Pierwszy etap izolacji (screeny z rozmów)


 Dużo napisałem na blogu jaka jest moja żona, jak postępuje etc., jednak to tylko moje słowa. Dlatego postanowiłem popisać jej słowami - w grafice obok tekstu w tym poście, dodałem screeny z wiadomości sms, wymiany zdań w pierwszym okresie odizolowania mnie na 9 mc-y od córki, lecz przede wszystkim córeczki ode mnie. Takich rozmów mam setki, zostawiłem je celowo - nie tylko dla sądu lecz również mojemu dziecku. Nie ma dnia abym się nie bał, że matka celowo opowie Jej tę samą historię w zupełnie inny sposób, kłamstwo stało się dla niej zwyczajnością, maską dla zemsty na mnie za to, że w ogóle śmiem mieć o cokolwiek do żony pretensję po tym jak taki cud był w ogóle z "jebanym kaleką" - córka tych słów, takiego nazywania mnie przez matkę, nie będzie pamiętać bo była za mała. O wielu rzeczach musi się jednak dowiedzieć. Pokaże w ten sposób liczne rozmowy z wielu miesięcy, z których biorąc pod uwagę jak (wszyscy wiemy) przebiegała i przebiega wciąż pseudo pandemia pokazywać będzie perfidię i hipokryzję. 

poniedziałek, 22 marca 2021

Musisz poznać historię


 W ostatnim czasie dużo myślałem o funkcji tego bloga, o tym jakie było jego początkowe zadanie... wiele się bowiem zmieniło i ja się zmieniłem - przede wszystkim. Blog miał pokazać pewną historię i to się nie zmieniło tym bardziej, że historia ta wciąż trwa. Chciałbym więc bardziej poszerzyć jego znaczenie. Pozostanie on dowodem walki o małżeństwo a następnie o córkę, swoistą przestrogą... jednak myślę, że kiedyś zapoznać powinna się z nim również moja córka i to Ją od dziś czynie bezpośrednią adresatką bloga. O nic nie martwię się tak bardzo, jak o Nią... o to, że matka całą tą historię opowie Jej inaczej, zupełnie inaczej... tak jak słucham w sądzie - gdy ten sam świadek opowiada o tym jak żona była uwiązana przy mnie, jak nigdzie nie mogła się ruszyć a po chwili przy okazji innego pytania opowiada o tym, że wychodziła nocami i na dyskoteki, ale nic tam złego nie robiła. Hipokryzja prezentowanych zeznań ale i ideologii... bo nie można tkwić z kulą u nogi (jaką jest niepełnosprawny partner) i jednocześnie wychodzić (w szerokim rozumieniu tego słowa). Tak samo nie można znikać na całe nocy, przesiadywać z facetami i nic złego nie robić bo to samo w sobie, w kontekście małżeństwa, bycia matką i żoną, jest złe... a jeśli nie od razu, to do złego prowadzi. Chcę aby moja córka w pewnym momencie, dowiedziała się o tym wszystkim, że Jej dom się rozpadł nie przez zmęczenie mamy zajmowaniem się tatą, lecz przez zmęczenie mamy byciem żoną, prowadzeniem domu. Jestem jak "kuchcia" mawiała... a na dłoniach tipsy, na powiekach rzęsy 3:1 a na brwiach permanentny. W zeznaniach świadków żony miesza się wspomniane uwiązanie i brak życia z tzw. złotą klatką w której rzekomo trzymałem na siłę... czemu więc nie pracowała chociaż mogła, czemu skończyła studia, miała prawo jazdy, samochód pod ręką? Chcąc znać prawdę, córka musi poznać odpowiedzi na te pytania i ja nie chce ich podsuwać, chcę jedynie aby dokładnie poznała całą historię. Niekiedy wspominam gdy mała mała... w tym domu gdzie miłość dotyczyła tylko Jej i... ściska mnie w środku, boli mnie, że nie dotrzymałem danej córce obietnicy innego życia ale robiłem co mogłem - Bóg mi świadkiem...

wtorek, 9 marca 2021

Teoria wszystkiego


 Pozostając niejako w klimacie filmowym a zarazem w tematyce filmów wobec których w moim przypadku, perspektywa oglądania zmieniła się diametralnie w ciągu stosunkowo niedługiego okresu czasu, powiem kilka słów o Teorii wszystkiego (The Theory of Everything) z 2014 r., w reżyserii Jamesa Marsha. To film o życiu Stephena Hawkinga - naukowca pokroju Einsteina. Nie wiem na ile film ten ma charakter autobiograficzny, bo postać tę znam głównie z osiągnięć naukowych a nie z powodu niepełnosprawności i chorowania na stwardnienie zanikowe boczne. Poza przebiegiem choroby i jego kariery, w filmie pokazano rozpad związku małżeńskiego Hawkinga i rozstanie będące konsensusem, swoistą kapitulacją uczuć wobec poważnej choroby i dysfunkcji z niej wynikających. Choroba ukazana w tym filmie jest dla mnie paradoksem, ponieważ gdy stopniowo odbierała bohaterowi sprawność fizyczną, jednocześnie Hawking niesamowicie się rozwijał, aż stał się światowym autorytetem w dziedzinie fizyki, badań kosmosu i czasu. Oglądałem go nocą w 2018 r. z żoną i nie wytrzymałem do końca - poszedłem spać, ona dokończyła go sama. Nie mogłem znieść pewności, że w jej głowie pod wpływem tej historii, powstają analogie do naszego małżeństwa - wiedziałem bowiem, że podobieństwa te są iluzją, są tym co żona chciałaby aby takim było, czymś jednak dalekim od tego jak było i jest w rzeczywistości. Między filmem a naszym życiem istniała bowiem przepaść szacunku do męża i dojrzałości do podejmowania rozsądnych decyzji. Dziś ten film pokazuje mi jedynie, że czasem po prostu coś nie wychodzi i jeśli ma się czas i siłę, zaczyna się jeszcze raz... kimkolwiek się jest. Na końcu mojego małżeństwa zbyt wiele było filmów i analogi naszego życia do historii w nich przedstawianych. Pozytywne, optymistyczne film nic by nie zmieniły ponieważ każdy widział w nich, to co chciał a puentą dla tego wszystkiego jest dziś to, że jeśli się chce to się szuka sposoby a gdy się już nie chce, to się szuka powodu. Te drugie niestety ludzie szukają częściej bo tak łatwiej. 

poniedziałek, 1 marca 2021

Sesje


 Opowiem Wam dziś o pewnym filmie. "Sesje" to film z 2012 r. w reżyserii B. Lewin'a. Cokolwiek o tym filmie, z racji jego tematyki, z całą pewnością można znaleźć na blogach wielu osób niepełnosprawnych, jednak wydaje mi się, iż moich kilka słów na jego temat, raczej będzie się różnić od kilku słów innych osób niepełnosprawnych. Myślę, że różnica wynika z perspektywy a w moim przypadku perspektywy są dwie. Pierwszy raz oglądałem go w 2018 r. i wówczas poszukiwałem w nim czegoś, czego dziś się wstydzę - swego rodzaju potwierdzenia, że związek z osobą niepełnosprawną, w kontekście poważnej i trwałej relacji, jest możliwy - brzydzę się osoby którą w czasie tego typu myśli byłem, uwłacza mi to, że w tam tym okresie w ogóle takiego potwierdzenia potrzebowałem: ja, człowiek ze stali. Nie umniejsza tego wstydu nawet świadomość tego, jaką drogę przebyłem od tego czasu do dziś, kiedy oglądałem ten sam film w zupełnie innym kontekście a jego ocena jest już z zupełnie innej perspektywy - normalnej, nie opartej na patologii procesów myślowych i zdeptanym poczuciu własnej wartości. Dziś ten bądź co bądź smutny film, wprowadza mnie w dobry nastrój i co najważniejsze - nie dlatego bo odnalazłem w nim szukane kilka lat temu potwierdzenie, chorej wmówionej mi niedorzeczności, lecz dlatego, iż go w nim nie szukałem, nie potrzebowałem szukać a dostrzegłem humor i bardzo wyszukany żart. Celowo nie wspomniałem Wam o szczegółach fabuły - obejrzyjcie sami. Czasem można podrapać się umysłem... Nie wolno, nie warto lekceważyć tego jak wielka może drzemać w nim zarówno siła jak i niestety słabość. Mam nadzieje, że już zawsze jak dawniej umysł będzie moją najsilniejszą stroną, narzędziem powodowania realnych zmian a zarazem wewnętrznym morzem pełnym wyobrażeń innych niż inne. 

poniedziałek, 8 lutego 2021

Tusz i brud


 Kiedyś ktoś mi powiedział, że mam w sobie anioła... nie ktoś a pewna Ola - urodzona w dniu wszystkich świętych. Nie ma raczej w tym prawdy lecz od kilku dni anioła mam na skórze - nosze go plecach chyba bardziej niż w sobie. Mam jednak w sobie coś, co sprawia, że ludzi mi bliskich chciałbym chronić, otulać czymś dobrym. Na liście tych osób jest moja córka, mająca błysk w oczach na wieść, iż tata ma już rysunek na plecach... i to nie jakiś tam lecz anioła, choć zapytała czemu tato nie wolałeś "diaboła". Nie wolałem Kochanie, diabeł do mnie nie pasuje - tak jej odpowiedziałem. Nie dodałem jednak, że dla Niej zrobię wszystko a nawet więcej niż można i aniołów nie koniecznie trzeba w tym szukać. Moja córka nie poznała jeszcze w życiu prawdziwych diabłów - przeciwieństw aniołów. Dźwięk maszynki i uczucia przebijania skóry na kilka godzin zabrały mnie gdzieś gdzie mogłem na chwilę tęsknić za Nią mniej, zapomnieć, że jest jak jest, że jest zupełnie inaczej niż chciałbym aby było. Za mało mi Jej... po prostu. Takie rzeczy nie bolą choć na stali pozostaje krew. To nic nie znaczy. Nic. Znajoma zapytała mnie czy to załamany anioł? Odpowiedziałem, że co najwyżej trochę zmęczony. Chyba właśnie tak jest, brakuje czasem siły ale nigdy wiary i poczucia sensu w tym co robię, nawet jeśli czasem brak jest efektów. Jak śpiewał pewien człowiek:


To co mieliśmy tu pod naszą skórą tkwi

Cała ta złość i brud ból i kłamliwe sny

Nie zmyje z nas tego nikt tak oznacza nas bóg

Będziemy nosić to na zawsze już jak tusz.


Posłuchajcie sami: https://www.youtube.com/watch?v=i1vBIaqOha8

Nigdy nie oceniaj mnie poprzez pryzmat tatuaży jakie mam na skórze.. albo wiesz co? Właśnie tak rób, oceniaj mnie po tym co na nich widzisz - tak będzie lepiej. Niech kryterium oceny będzie celtycki węzeł, czy też piktogramy. 

środa, 27 stycznia 2021

Listy bez adresu


 Dwa sądowe miesiące: 18 styczeń i 1 luty - dwie kolejne rozprawy, rozwodowe... a miesiącami żebrałem o interwencję w sprawie izolowanego ode mnie dziecka. I nic. Bo jak usłyszałem: to sąd rozwodowy (choć wydał postanowienie regulujące kontakty). Podczas przesłuchania świadków na chwilę do oczu napłynęły mi łzy. Potem już tylko mdliło mnie gdy słuchałem. Mój mecenas zaproponował abym nie uczestniczył. Odmówiłem. Sadomasochizm wziął górę. To było w styczniu, w lutym będzie jeszcze gorzej. Jakby tego było mało, umorzono postępowanie z 207 kk dotyczące córki uzasadniając, że izolacja w rozumieniu formy przemocy, jest moim subiektywnym odczuciem... i, że do przemocy nie dochodzi bo matka dziecka uważa, iż realizacja kontaktów nie jest dla dziecka dobra. Nie ma znaczenia, że mojemu dziecku na siłę odwracano głowę aby na mnie nie patrzało, chowano w łazience gdy przyjeżdżałem. O czyim więc subiektywnym odczuciu mówimy i które jest sprzeczne z prawem? Żyjemy w państwie bezprawia, w kraju w którym zwykły człowiek jest niczym dla sądownictwa a osoby łamiące prawo, mają więcej możliwości niż ludzie którzy się przed tym bronią. 

Ostatnio często budzę się i nie wiem gdzie jestem, znajduje się wówczas w dziwnym stanie umysłu - raczej negatywnym, dalekim od nirwany bo pełnym niepokoju i innych negatywnych emocji - gdzieś pomiędzy jawą a snem a te - zazwyczaj są złe... kilka razy w tygodniu śni mi się żona i praktycznie codziennie córka. Dotyczy to różnych okoliczności ale w snach tych dominuje jakaś nieokreślona niepewność, coś jak strach. Dobrze, że mam rzeczywistość do której mogę wrócić: "Te same sny, te same łzy, mam do kogo wracać".

Niekiedy człowiek broni się już tylko przed tym, żeby nie zwariował. Teraz właśnie to robię. Od zawsze a przynajmniej odkąd pamiętam, muzyka jest dla mnie jak pancerz - czyni mnie lepszym w momentach słabości. Dlatego to tu zostawiam: 

"W tym miejscu, gdzie ludzie powinni chodzić sceną Ziemią przysypią ciało gdzieś u kresu Więc tymczasem śle te wersy jak Broniewski listy bez adresu".

https://www.youtube.com/watch?v=9ah_g5LzTIE