Szukaj na tym blogu

"Mądra Kobieta nigdy nie podważa tej siły, gdyż jest to moc, która chroni Kobietę i jej potomstwo przed zagrożeniami z zewnątrz... Mądra Kobieta wspiera tą siłę i dba o męskość swojego mężczyzny, Ojca jej dzieci, gdyż wie, że dzieci bez wzoru Ojca wyrosną na emocjonalne kaleki z problemami w życiu..."

piątek, 30 grudnia 2022

Prawda o mamie cz. 5: Zerwanie ugody


 Kończy się 2022 r. i dobrze bo dobry nie był choć fatalny też nie można powiedzieć - niestety na owoce tego co się udało, wciąż musimy czekać. Święta próbowała popsuć Nam moja była żona - z resztą jak co roku nie licząc pierwszych świąt gdy byliśmy razem. Teraz mija czwarty rok gdy już ze sobą nie jesteśmy ale kontynuuje tradycję psucia świąt innym - jakoś ten czas to czas gdy bardziej niż zwykle dają o sobie znać drzemiące w ex demony. W zerowym stopniu by mnie to dotknęło gdyby nie fakt, iż chodziło o moje dziecko. Klaudia zadzwoniła po świętach do mnie czy ponad programowo nie wezmę Jej do siebie (gdyż zgodnie z ustaleniami w te święta była z matką - było to wynikiem połączenia treści starego postanowienia sądu i nieprawomocnego postanowienia dającego mi ferie i wakacje z córcią). Jednocześnie z dniem końca 2022 r. skończyła się formalna rozpiska weekendów i od początku grudnia tego też roku była żona i jej adwokat nie odpowiadały na e-mail'e - jak się później okazało nie bez powodu a pod propozycję zabrania córki po świętach - na co z resztą zgodziłem się od razu mimo, że w obie strony na swój koszt. Niestety do ex był to jedynie pretekst dla przeforsowania aby bez względu nawet na uprawomocnienie ostatniego wyroku sądu, realizować kontaktu w oparciu i mix starego i nowego postanowienia, w konsekwencji czego spędzał bym mniej czasu z Klaudią i prawdopodobnie nie mógł bym zastosować wobec byłej żony obowiązku zapłaty za nierealizowanie kontaktów (wpisane w wyrok). Nie zgodziłem się w odpowiedzi na co ex zerwała dotychczasowe ustalenia mówiąc, że stosujemy się do starego postanowienia sądu ale nie od tego momentu jak wskazywała by logika, lecz od stycznia - abym nie mógł spędzić z Klaudią Sylwestra. Wciąż po stronie mojej byłej żony wszystko rozchodzi się o to aby ona jak najmniej jeździła a co za tym idzie - mniej wydawała na paliwo - zupełnie pomijając fakt, iż to ona się wyprowadziła tak daleko. Niestety jedynie to jej pozostało w momencie gdy nie udało się jej odciąć mnie od Klaudii. Gorsze jest jednak co innego - wciąż nie liczy się z dobrem własnego dziecka i próbuje stosować na mnie przewidywalne tricki. Mimo wszystko jadę jutro po Nią!


Trudno rozmawia się z kimś kto nie mówi wprost o swoich prawdziwych intencjach, skrywa je a jeszcze trudniej taką rozmowę oprzeć na dobru Klaudii skoro motywem mojej żony jest jej własny interes - to nie jest moja subiektywna ocena sytuacji lecz zwyczajnie coś co obiektywnie widać w propozycjach mojej byłej żony. 


Gdy chodzi o moją córkę - zawszę podejmuję dialog choć wiem, że i tak się nie dogadamy i jedynie popsuje mi to i tak zszargane nerwy... wszystko bowiem co dotąd udało się ustalić było efektem decyzji sądu. 


Straszne jest, że żadna argumentacja nie ma sensu, jest jak rozmowa z kimś kto bez względu na to co opowiada, już i tak podjął decyzję - latami pamiętam, że musiało być tak jak żona chciała albo wcale. Jeśli moja ex słyszy NIE na coś co postuluje, to wybucha w niej wewnętrza złość i już wtedy nawet nie ma co próbować jej przekonywać.


Pamiętam jak kiedyś zapytałem ją: Gośka dlaczego ty zawsze zakładasz z góry, że masz rację? Odpowiedziała, że gdyby nie miała racji to by się nie kłóciła. Poczułem się wtedy bezradny, jakbym rozmawiał z małym dzieckiem. 


Zrywając porozumienia, moją była żona ponownie skazała mnie i córkę na czekanie na decyzję sądu który postanowi za nas... trudno jednak pozostać cierpliwym gdy Klaudia prosi mnie wprost: Tato poproś sąd aby działał szybciej. Chodzi Jej o ferie aby móc być u mnie. 


Waśnie waśniami a wystarczy spytać naszego dziecka - ono w tym wszystkim straciło najwięcej a teraz ma najmniej do powiedzenia i aż boje się jaką frustrację to w Niej kiedyś wywoła... 


______________________________________

Ostatecznie zaproponowałem byłej żonie, że wezmę Klaudię dwie godziny szybciej i oddam także dwie godziny szybciej aby córka szybciej dotarła do domu i wyspała się przed szkołą (bowiem stare postanowienie nie uwzględnia tak dużej odległości z racji wydania go, gdy ex mieszkała jeszcze na Pomorzu). Nie odpowiedziała na moją propozycję... 

_______________________________________   


  

piątek, 23 grudnia 2022

Czas płynie nieubłaganie


 Ostatnio dotarło do mnie, że moja córka ma 7 lat a rozstałem się z żoną ponad 3 lata temu i myśl ta mnie przeraziła bowiem oznacza to, iż połowę życia moje dziecko spędziło już beze mnie - liczby są tu nieubłagane, podobnie jak czas który stale płynie. Niejako w rolę ojca, drugiego tatę, po licznych, różnorodnych próbach w tej roli różnych mężczyzn, ostatecznie wpasowany został wujek Damian. Kimkolwiek by nie był ten człowiek, dla każdego zdrowo kochającego ojca, sytuacja jak moja nie jest sytuacją łatwą do przełknięcia i... nie jest też dla mnie,  raczej nigdy nie będzie - znam siebie. W głowę wkrada się myśl o złodzieju który ukradł mi coś co dla mnie najcenniejsze - Klaudię... jednak rodzi się pytanie kto tak naprawdę jest tym złodziejem? Czy ostatni z najdłużej sprawujących funkcję wujków? Czy może mama dla której w pewnym momencie dziecko zeszło na drugi plan a władzę przejęła idea spełniania marzeń rekompensujących kryzys wieku średniego? Obiektywne pretensję wiem, że mogę mieć jedynie do drugiej z wymienionych osób nawet jeśli sama sytuacja i złość zaburza uczciwą ocenę stanu rzeczy. Jedno jest pewnie - nie tak miało być i czas z córką mi odebrano, uzurpując sobie prawo do decydowania o życiu innych i niestety to trwa dalej. Córka jest sprowadzana przez matkę do postaci jakiegoś małego, nieświadomego żyjątka... jakże wielkie będzie jej zdziwienie gdy pojmie ile i od jak dawna wie ta 7-latka. Dla mojej byłej żony trwanie w takiej świadomości jest po prostu wygodne, jest chwilową ucieczką  przed prawnymi i etycznymi konsekwencjami swoich czynów. Jutro jest Wigilia i moja córka jeszcze nie wie, choć kiedyś się dowie, iż z dniem końca 2022 r. nie wiem jak i kiedy mam widywać się ze swoim dzieckiem. Jak to możliwe? Możliwe bo mama wykorzystuje swoją uprzywilejowaną pozycję prawną i fakt, iż ma córkę na co dzień przy sobie i w tym względzie wystarczy nie odpisywać - ani mi ani adwokatowi... w myśl (znanej już z jej wcześniejszego postępowania) zasady: "no i co mi zrobią?"

Sytuacja patowa w obliczu braku prawomocnego wyroku sądu rozwodowego a co za tym idzie,  braku prawomocnego postanowienia sądu w sprawie kontaktów z dzieckiem.  Życie jednak i nie takie paty rozwiązywało, dlatego przyjmij żono karmę o otwartymi ramionami.


sobota, 10 grudnia 2022

Dziękuję K.


 Dziś mija trzeci rok bycia razem i chyba nie ma lepszej okazji aby w końcu jeden cały post, poświęcić Tobie i tym samym podziękować Ci nim za wszystko - za to, że jesteś i jaka jesteś. Jest za co - nie mam wątpliwości i mam szczęcie przekonywać się o tym każdego dnia. Te trzy lata to czas spokoju o jakim dotąd nie miałem pojęcia i jedynie na pozór znałem. To co ludzie niekiedy nazywają monotonią, Ty uczyniłaś spokojem, wyciszeniem, pewnością jutra i odpoczynkiem od wszystkiego co w życiu złe i trudne. Czuję, że Cię znam i właśnie dlatego nigdy nie obawiam się co zrobisz, powiesz a nawet pomyślisz - bez względu na sytuację. Otoczyłaś mnie swoją emocjonalnością jak kołdrą, pokazując jednocześnie, iż nie trzeba bać się jutra lecz cieszyć z niego. Tym wszystkim uratowałaś mnie, odbudowałaś psychicznie i fizycznie, dlatego cokolwiek się stanie zawsze będę Ci wdzięczny bo na tym świecie ludzie zazwyczaj nie robią takich rzeczy chyba, że sami dla siebie. Mojego rozwodu nie dało by się przetrwać bez Ciebie. W Tobie nie było przy tym cienia interesowności.. wiem, że jesteś tylko dlatego bo chcesz być - to niczym złoto - nie tylko cenne lecz przede wszystkim trwałe. Gdzieś, kiedyś słyszałem frazę "Jesteśmy silnie na przemian" i choć nie znam autora tych słów, to doskonale wiem z kim mi się kojarzy: z Nami. Dziękuje Ci za to. W tych słowach nie chodzi o bycie raz silnym a raz słabym (co jest z resztą normalne), lecz o tworzenie jednej spójnej całości o której stanowi dopasowanie. To dzięki niemu gdy ja jestem silny, Ty możesz być słaba a gdy mi brakuje sił, Ty pozostajesz silna. Zawsze któreś z Nas jest silne za Nas obu. Dla mnie to magia której jednak nie brakuje prawdziwości. Bez względu na to co się dzieje złego, nie poróżnia Nas to a wzmacnia - nic nie daje więcej optymizmu, siły i nadziei. Dlatego tak lubię patrzeć gdy czasem zaśniesz w dzień. Lubię móc zapewnić Ci odpoczynek i relaks bo zasługujesz na to jak nikt inny. Nic bym w Tobie nie zmienił - zwłaszcza za to jaką jesteś drugą mamą dla Klaudii. Już samo to by wystarczyło a jest o wiele więcej. Lubię czekać aż wrócisz - gdziekolwiek wyszłaś. Lubię patrzeć jak idziesz do auta z CPN. My się nie kłócimy i nie jest to zasługa nieustannych kompromisów. Po prostu się nie kłócimy i tyle.. jakby nie było o co .. i dla mnie nie ma. Wierzę, iż dla Ciebie też nie. To nie prawda, że kłótnie to nieodzowny element związku - to wymówka na niedopasowanie, bierność lub następstwo strachu przed rozstaniem. Czasem przeraża mnie myśl, że mógłbym Cię nie mieć np. nigdy nie poznać.. i trwoga ta nie wynika z możliwości bycia samemu, lecz bycia z kimkolwiek innym. Wiem, że wiesz, iż wszystkie te słowa są o Tobie... Katarzyna. Kocham Cię dziś bardziej niż wczoraj i słabiej niż kochać będę jutro. 

https://www.youtube.com/watch?v=U7bLuJ7jyJI

Ps. Mam nadzieję, że ta piosenka nie kojarzy Ci się z Ł. Kaczyńskim.



niedziela, 27 listopada 2022

Filmy

 Istnieje szereg filmów na których się wychowałem bądź są związane z czymś ważnym w moim życiu. Zawsze lubiłem filmy i obejrzałem ich bardzo dużo. Były i są dla mnie nie tylko formą spędzania czasu wolnego ale i inspiracją, źródłem wiedzy i różnych stanów emocjonalnych. Dlatego pewne rzeczy, urok kina chciałbym pokazać córce - stopniowo. adekwatnie do Jej wieku.


 W dzieciństwie, mając mniej / więcej tyle lat co obecnie moja córka, dziesiątki razy oglądałem Wichrowe Wzgórza - ucząc się tego do jak złych rzeczy jest w stanie popchnąć człowieka miłość. Uczucie które jest w stanie równie skutecznie uczynić człowieka lepszym, jak i prawdziwym potworem zdolnym do krzywdzenia innych.





 Miłości i jej romantycznego, czystego, spontanicznego oblicza, uczyłem się od najmłodszych lat oglądając Dirty Dancing. Taniec i ukazana w tym filmie muzyka zabierały mnie dosłownie w inny świat... do dziś z sentymentem patrzę na samochody okresu Chevroleta Belair. Chciałbym córce pokazać Patrica Swayze'a - człowieka wielu talentów. Móc patrzeć jak tańczy moja córka, jak kocha i jest szczęśliwa wbrew wszystkiemu to prawdziwe moje marzenie.







 Niektóre osoby mają w sobie bestię która domaga się aby ją nakarmić. Jej głód jest straszny i aby samemu przeżyć, być szczęśliwy i mieć cel w życiu człowiek musi ją karmić. Rocky - to coś więcej niż film o pięściarzu. To film o wartościach, miłości, samodoskonaleniu i oku tygrysa - mając je stać na wszystko i jesteśmy na wszystko gotowi. 







 Życie jest jak pudełko czekoladek.. nigdy nie wiadomo co się trafi. To i wiele innych pięknych cytatów,  chciał bym pokazać swojej córce - pokazujących jak w prostych słowach i  gestach może tkwić wielka mądrość. Forrest Gump to film o wielkim człowieku, który mimo swoich ułomności osiąga sukces - przypadkowo staje się bogatym ale wyjątkowy był z powodu swojej wierności zasadom i wartościom. 







 Dziesiątki razy, zajeżdżając kastę VHS oglądałem opowieść o współczesnym Kopciuszku, filmową adaptację histori o pięknie ukrytym pod brzydotą i brutalnością świata - Pretty Women... znakomita obsada i muzykę Roxette to idealny obraz który może uczyć, że marzenia się spełniają i, że miłość nie zna granic i najpiękniej łamie konwenanse.







 To co dziś stanowi scinece fiction, za jakiś czas może już stanowić codzienność. Od zawsze miałem otwarty umysł i wierzę, że będziesz miała po mnie też taki... wówczas na wszystko inne patrzy się inaczej. Star Wars - to kolejna propozycja i film na którym się wychowałem. Nie jest bajką. Science fiction od bajki różni się logiką. Kochanie Ty będziesz żyła w świecie jaki ja znam z filmów SF. 






 Ojciec dla swojego dziecka zrobi wszystko, zrobi nawet więcej niż to możliwe. Najtrudniej jest gdy jest się innym niż reszta, gdy od reszty się odstaje... to jednak nie umniejsza miłości lecz czyni ją jeszcze bardziej wyjątkową. O tym opowiada film Over the Top: ciężarówka, podróż arm wrestling i rozwód rodziców.

`





 Oglądałem ten film około 40 razy i już dawno przestałem już liczyć... wystarczy jednak obejrzeć go tylko raz aby dostrzec i tragicznie się przekonać, iż świat niszczy cuda wokół nas i, że każdy ma taką swoją zieloną milę. Zielona Mila - mój odwieczny lek na smutek, bezradność i bezsenność... lecz dziś kojarzę go z czymś dobrym i tak chciałbym aby poznała go córka.







 Filmy to również mocne emocję i kino grozy - paradoksalnie czasem fajnie jest się bać lecz na filmy tego typu jeszcze musisz poczekać:) Koszmar z ul. Wiązów i saga historii o facecie ze snów, mającym rękawicę z ostrzami ostrymi jak brzytwa. Film ten oglądałem schowany pod kocem i zahartował mnie chyba na wszystkie późniejsze horrory.







 Od wielu lat praktycznie co Święta Bożego Narodzenia, tradycyjnie oglądam ten sami film: Witaj św. Mikołaju. Kojarzy mi się z wigilijnym porankiem - chłodem w domu bo mama szykuje potrawy i nie miała kiedy napalić w piecu, z zapachem makowca i lampkami na choince - tak oglądałem ten film pierwszy raz. Nie Kevin, nie Opowieść Wigilijna lecz Griswold'owie.







 Ze światem który znamy jest coś nie tak i coraz bardziej to widać. Historyczne przekłamania, brak logiki w tłumaczeniu faktów przez osoby kształtujące współczesną rzeczywistość... dlatego warto być obudzonym, nie pozwolić aby wmówiono nam, że duchowość to jedynie sfera kościelna a życie to jedzenie, picie i chodzenie do pracy. Kolejna propozycja filmu to Mermaids.







 Córciu jeśli kiedyś w życiu poczujesz, że sport jest czymś czego szukałaś w życiu i zapragniesz walczyć (nie bić się - choć większość ludzi często myli jedno z drugim), to chciałbym aby obejrzała film: Najlepszy z najlepszych. Powiedz głośno NIE gdy ktoś powie, że jest to film o biciu się po pyskach:) Honor i szacunek - nigdy o tym nie zapomnij kimkolwiek zdecydujesz się być w przyszłości.






 Po obejrzeniu tego filmu długo nie mogłem zasnąć. Dał do myślenia aż za bardzo... spowodował u mnie katharsis i jednocześnie czas tego filmu był dla mnie ważny, wyjątkowy i przełomowy w życiu. Tym filmem jest: Efekt motyla. Opowiada on o tym, że drobne rzeczy i zdarzenia są w stanie zmienić więcej niż nam się wydaje. 







Kochanie jak widzisz mamy co oglądać. Wiem, że odczuwasz w taki sam sposób jak ja, patrzysz na świat tak jak ja choć pewne cechy dopiero się w Tobie kształtują. Mam nadzieję, że przed nami wiele filmowych wieczorów, pod kocem i z popcornem. 

piątek, 14 października 2022

I tak mi wyrzucą...


 Smocza kula z Dragon Ball'a, czy też bluza z Harrym Poterem... przedmioty te łączą różne kwestie. Przede wszystkim są a raczej były to przedmioty związane z czymś co moja córka lubi i z czymś, co ofiarowane było Jej z sentymentem, z pewnym ukrytym przekazem, z jakąś głębią... Wiem od córki, że zdarzało się Jej całować tę kulę i w myślach wypowiadać życzenie. Tak właśnie było w Dragon Ball'u lecz córka swoim życzeniem nie prosiła o wskrzeszenie super bohatera a o zdrowie dla swojego taty... wiem też, że o to samo prosi zdmuchując świeczki z urodzinowych tortów. Wzrusza mnie to gdy o tym piszę, na samą myśl o Jej intencjach i tego jakimi kategoriami myśli dziecko, serce zmienia rytm a oczy robią mi się szkliste. Bluzę dostała ode mnie na dzień dziecka - była zachwycona, lubi Harrego... to była piękna, kolorowa bluza, ciepła, miła w dotyku i od bardzo dobrego producenta.  Niestety smoczą kulę i bluzę łączy też to, że po tym jak córka zdecydowała się zabrać je do siebie, do matki, w niewyjaśnionych przyczyn zniknęły. Gdy córka zapytała o nie, odpowiedziała Jej, że zgubiły się.. dochodzi do tego zarzut wobec dziecka, że to wręcz jego wina bo cyt. sobie nie pilnowała i sama jest sobie winna. Kiedyś, więcej niż rok temu, córka w sytuacji zapytania Jej co chce zabrać odpowiedziała, że niczego nie chce ponieważ cyt. i tak mi wyrzucą. Nie byłem wtedy pewny czy dobrze usłyszałem... okoliczności zniknięcia kuli i bluzy niestety to potwierdziły. Bez względu jak ważne są dla córki otrzymane ode mnie rzeczy, są wyrzucane przez matkę dla której ważniejszy jest niezmiennie fakt, iż były to przedmioty od ojca. Nie ma więc w tym kolejny raz kierowania się przez matkę dobrem dziecka, lecz swoimi przekonaniami, uprzedzeniami... Moja była żona utknęła w jakimś martwym punkcie, nie do końca chyba jej życie wygląda tak, jak by chciała - przyzwyczajona do tego przez lata - za wszystko to obwinia mnie. Córka ma u siebie ode mnie jeszcze dużego misia - wiem jednak, iż również z tej zabawki, z tego bliskiego Jej przedmiotu, moją była żona uczyniła mechanizm nieodpowiedniego oddziaływania na córkę, stosowania wobec niej przemocy psychicznej i kolejny raz kierując się ślepą wiarą we własne przekonania. Miś bowiem pewnego dnia wylądował w piwnicy, do której został demonstracyjnie wrzucony, rzekomo w związku z karą za niewłaściwe zachowanie córki. Pomijając jednak przyczyny, taka forma kary nie jest nawet karą, dla mnie jest dowodem na socjopatyczne skłonności matki, na poważne problemy - tak z radzeniem sobie z dzieckiem, jak i z własnymi emocjami. Córce bardzo a pamięć zapadł obraz misia spadającego do piwnicy, do dziś rozpamiętuje, że miś się ubrudził, nie jest już jak nowy. Nie mogę też uwierzyć w te ciągłe niewłaściwe zachowania córki, podczas gdy u mnie, do niczego takiego nie dochodzi... i nie zmienia tego fakt, że mam Ją rzadziej i na krócej, gdyż w wakacje była u mnie miesiąc. Mam nadzieję, że córka wybaczy mi kiedyś, że tak niewiele mogłem zrobić.

piątek, 30 września 2022

Paszport dla córki


 Dziś moja koleżanka odzywając się do mnie aby dowiedzieć się co u mnie, zapytała czy moje kontakty z córką przebiegają już bez problemów (wie bowiem co się działo, widziała z resztą w sama telewizji). Gdy ludzie pytają mnie w ten sposób, zazwyczaj nie wiem co odpowiedzieć bo z jednej strony widuje się z córką i nawet mogę rozmawiać z Nią telefonicznie, to jednak nie jest normalnie, wciąż nie brakuje wspomnianych w pytaniu problemów. Co ciekawe - koleżanka ta sama rozwiodła się z mężem i wiele razy mówiła mi, że podczas gdy ja walczę o kontakt z dzieckiem, ona musi wręcz namawiać ojca swojej córki aby widywał się z dzieckiem... i choć odeszła od niego ponieważ pił, to jednak nigdy nie utrudniała mu kontaktu.


 Tuż przed wiadomością od tej koleżanki, zdecydowałem się napisać do swojej byłej żony z propozycją wyrobienia córce paszportu - wiem bowiem jak marzy o ciepłych krajach, o locie samolotem, basenach i całej tej inności znanej jedynie z opowiadań kuzynki która od najmłodszych lat jest zabierana w takie miejsca przez swoich rodziców. Zaskoczeniem było, że się zgodziła jednak zaskoczenie te nie trwało długo. Postawiła bowiem warunek, że zgodzi się ale mam informować ją gdzie dokładnie zabieram córkę i, że wyrobiony dokument będzie u niej, nie u mnie. Pierwszy z warunków jest oczywisty, nie stanowi dla mnie problemu, bo to coś co wynika z przyzwoitości, jest czymś normalnym. Drugi jednak warunek nie ma nic wspólnego z normalnością i dobrem dziecka, czy też z uczciwym podejściem do drugiego rodzica. Taka kontrpropozycja to biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia, była jedynie kolejna zagrywka, wypracowaniem sobie możliwości spowodowania problemu a zarazem ukrycia bezczelności postępowania pod maską naturalnych okoliczności życiowych, które niekiedy nie są po prostu sprzyjające i nie zależą od nikogo. Tego typu wyjaśnienia słyszałem 9 miesięcy gdy izolowano mnie od córki. Scenariusz jakiego się obawiam i przed jakim żona wyraźnie nie chciała mnie zabezpieczyć, to: ja wykupuje wycieczkę, ex zna datę i miejsce a następnie paszport córki się "gubi".

wtorek, 16 sierpnia 2022

Drugi etap wakacji i psycholog dziecięcy


 Zgodnie z wyrokiem sądu, 1 sierpnia na 2 tygodnie zabrałem córkę do siebie. W tym czasie kilka razy byliśmy na miejskim kąpielisku i 5 dni w Karpaczu w hotelu ze SPA. Tam obserwując zachowanie córki, dotarło do mnie jaka ona jest już duża, jak szybko dojrzewa - potrafiła nawiązać kontakt z innymi dziećmi w hotelu, pilnować i sprawnie się po nim poruszać, towarzyszyć mi w basenie i saunie, rozsądnie kupować pamiątki z gór - z miejsca gdzie ponoć nie da się ze mną jeździć. Mogliśmy też zabrać ją do Czech aby np. wjechać na Śnieżkę lecz kolejny raz ex mimo moich próśb nie dała dowodu osobistego córki.. i jeśli to czytasz - wiedz, że nie ważne ile uda ci się utrudnić, ważne ile potrafimy zrobić mimo tego! Miało nie być weekendów a są. Miało nie być wakacji a są. Wywalczę niebawem też paszport - bądź pewna. Po 2 tygodniach gdy ex nie widziała córki, już w pierwszych gestach i słowach spowodowała, że Klaudia zamarła - reset pozytywnych emocji, bo końcu wraca do mamy... pamiętam jak ojciec mojej żony robił to samo - jednym słowem potrafił zgasić uśmiechy swoich małych wtedy jeszcze dzieci, jakby chciał dawkować radość aby nie byli przypadkiem zbyt szczęśliwi. To właśnie zrobiła matka Klaudii próbując (w chwili odbioru jej ode mnie) ściągnąć jej z ramion kupiony przez nas plecak do szkoły - po tym jak kilka dni wcześniej w rozmowie telefonicznej pozwoliła jej kupić drugi plecak i nosić na zmianę do szkoły z tym, co ma u matki (nie mogła nic sama wybrać, kupiono jej rzeczy do szkoły które się jej nie podobają).

W tym czasie wydarzyło się jednak coś więcej i niby się tego spodziewałem, niemal wiedziałem to jednak zawsze przekraczanie przez moją byłą żonę granic podłości, wywołuje we mnie coś na wzór zaskoczenia.. choć to pewnie bardziej trwoga, iż takie coś jest możliwe, że są ludzie gotowi do takich czynów. Mianowicie córka po blisko dwóch latach, opowiedziała nam o rozmowach z psychologiem do którego bez mojej wiedzy zapisała ją matka - mimo moich próśb nigdy też nie powiedziała mi z jakiego powodu zapisała do niego nasze dziecko. Było to dwóch różnych psychologów i po jednej tylko wizycie dlatego też nie można mówić o jakiejkolwiek terapii a co za tym idzie faktycznym problemie córki, lecz o próbie zdobycia negatywnej dla mnie opinii o więzi dziecka ze mną. Prawdopodobnie mojej ex nie udało się tego uzyskać ale to co córka usłyszała od tego pseudopsychologa, nie mieści się w głowie. Pytał on wprost 5-letniego dziecka kogo kocha bardziej - tatę czy mamę a to niedopuszczalne.. podobnie jak pytanie o to czy skoro tata jest na wózku, to czy kocha go mniej. Sugerował też mojemu dziecku, że jest dla mnie ciężarem i dopytywał czy moja partnerka jest gruba i na tym gruncie próbował postawić ją w złym świetle bądź tak to odebrało dziecko - nie ważne, gdyż odpowiadał za stan emocjonalny córki i negatywnie na niego wpłynął w okresie gdy była całkowicie ode mnie odizolowana.. nie takich rozmów potrzebowała. Ktoś jeszcze ma wątpliwości jaki cel miała matka wyjeżdżając 300 km i izolując dziecko przez 9 miesięcy od ojca? 

poniedziałek, 15 sierpnia 2022

Podział majątku i kolejna manipulacja


 Pomiędzy pierwszą częścią wakacji córki u mnie, a drugą częścią ponowiłem zapytanie do swojej byłej żony o kwestię mieszkania - mianowicie sprzedaży wciąż wspólnej nieruchomości. Od kilku tygodni sprawa stanęła w martwym punkcie - nie odpisywała ona ani jej mecenaska więc ponownie zapytałem. Wcześniej natomiast ex przystała na podział pół na pół (kwoty ze sprzedaży) i oddanie mi jedynie symbolicznych 10 tysięcy zł za ukradzione z mieszkania ruchomości... mimo to zamilkła choć wiedziała, iż poinformuje o ustaleniach aktualnych mieszkańców naszego mieszkania - osób gotowych  w każdej chwili do jego kupna za 220 tysięcy zł (powyżej ceny rynkowej). Kolejny raz wygłupiłem się przed tymi ludźmi i znów ich zestresowałem, ponieważ oni z niecierpliwością czekali na nasz rozwód i możliwość nabycia nieruchomości którą w tym momencie utrzymują i remontują choć nie mają pewności, że uda się im ją kupić. Mi osobiście zależy aby to właśnie oni kupili naszą nieruchomość bo to uczciwi i sympatyczni ludzie - mam nadzieję, że to miejsce przyniesie im więcej szczęścia niż nam, iż będzie domem jakim dla mnie i córki nigdy nie było. 



Mimo to wolał bym aby żona nigdy nie porzuciła tego mieszkania, nie wyjechała lecz to nie możliwe więc ewentualny jej powrót, a co za tym idzie - zamieszkanie córki znacznie bliżej, było jak światełko w tunelu.. to by naprawiło wiele rzeczy i bardzo mi na tym zależy - niestety wiedziała i wie o tym moja była żona, dlatego kolejny raz podjęła próbę wykorzystania tego i manipulacji moimi uczuciami do dziecka. Zaproponowała swój powrót w zamian za możliwość kupna naszej wspólnej nieruchomości po znacznie niższej cenie. Wizja braku konieczności jeżdżenia po córkę po 300 km w jedną stronę sprawiła, iż nie odmówiłem choć od razu podkreśliłem, że w to nie wierze i nie myliłem się niestety, ponieważ jak się później okazało, w momencie gdy ex składała swoje deklarację o prawdomówności i kierowaniu się dobrem naszego dziecka, założona była już przez nią sprawą w sądzie o podział majątku. Kolejny raz kłamała i dlatego nie chciała dać mi jakichkolwiek gwarancji, że nie tylko faktycznie wróci na nasze mieszkanie w zamian za możliwość korzystnej dla niej kwoty spłacenia mnie ale i, iż pozostanie w nim. Dokładnie tak samo były w przypadku propozycji ugody rozwodowej, w której moja ex w zamian za korzystny dla niej podział majątku, oferowała umożliwienie mi widywania się z własnym dzieckiem. Wiem, że to podłość ale również jej naiwność, że po tym wszystkim uwierzę w bajki... w bajki o dobrych chęciach i dobrym człowieku. Nie wiem co dalej ale postępowanie sądowe o podział majątki pociąga za sobą duże koszty i tak samo jak przejeżdżamy pieniądze które mogłyby i powinny być odłożone dla córki, tak sądowy podział majątku zniweczy resztki tego co w aspekcie materialnym było budowane latami... znów w wyniku nie moich a żony decyzji. Zniweczenie te przychodzi jej łatwiej bowiem nie doświadczyła ona bólu pracy na to wszystko - na dom i jego wyposażenie. Retoryczne pozostaje pytanie o sens sądowego podziału majątku w sytuacji gdy są osoby chcące kupić nieruchomość? 

piątek, 22 lipca 2022

Urodziny i pierwsze wakacje z córką


 Za mną a raczej za nami siódme urodziny córki i pierwsza część pierwszych wakacji z Nią.. we wszystkim pomagała mi Katarzyna bez której nic by nie było takim, jakim było: inicjowała, wspierała. Najpierw bezpośrednio po odebraniu córki od matki, pojechaliśmy pociągiem do Warszawy - radość z podróży koleją i do stolicy była ogromna, córka nie mogła się nacieszyć tym bardziej, iż mama wyjazd do Warszawy obiecywała Jej od dwóch lat. Po trzech dniach wróciliśmy do domu szykować urodziny córki - wspólne pompowanie balonów i strojenie mieszkania a później sama impreza połączona z wyjściem do bawialni, co ostatecznie przeciągło się do późnych godzin wieczornych. Dwa dni później pojechaliśmy do dziadków od których codziennie jeździliśmy nad morze i jezioro - nieustanna zabawa w piachu a po powrotach wspólne oglądanie tv w łóżku. Za dwa tygodnie ponownie mam córkę na kolejne dwa tygodnie - to efekt walki w sądach i nie odpuszczenie cokolwiek się działo. Wiele matek utrudniających kontakty ojcom, bierze ich na wytrzymałość i niestety bardzo często odpuszczają. Córka odjeżdżając powiedziała mi i Kasi, że to były najlepsze wakacje w Jej życiu. Tak powinno być już w poprzednie lato... wiele można było oszczędzić dziecku a przede wszystkim wiele dać i najgorsze jest w tym to, że nie zabrakło pieniędzy, możliwości czy zdrowia lecz dobrej woli matki - za dużo pewności siebie, wyrachowania i pychy a za mało czystej, niezmąconej uprzedzeniami miłości do córki. Przez ten czas córka wyraźnie się wyciszyła, rozluźniła i chyba coraz większe ma porównanie, widzi kontrast między atmosferą panującą u mamy i u taty. Nie ma u nas krzyku i nieustannych kar ani spędzania całych dni przed tv. Może właśnie dlatego matka w sądzie postuluje, że dwa tygodnie to za długo dla tak małego dziecka. Wiem jednak jedno: moja była żona nie ma pojęcia jak bardzo emocjonalnie i psychicznie rozwinięta jest nasza córka. Dla mnie dłuższy czas z moim ukochanym dzieckiem też był bezcenny... rodzice mający przy sobie dziecko na co dzień, nie zdają sobie sprawy jaki jest to komfort, przywilej bliskości córki czy syna od tak, bez kombinowania, starania i wysiłku. Doświadczenie tego otwiera oczy na to co ważne...

środa, 1 czerwca 2022

Wujek czy tata?


 Przed dylematem czy nowy wujek jest tatą, stanęła trzy lata temu moje córeczka. Nie wynikał on z jakichkolwiek wątpliwości - dla Niej sprawa była jasna - lecz z sugestii własnej matki, która w tym czasie wywiozła Ją 300 km od ojca, babci, dziadka i reszty rodziny, odizolowała na blisko rok a następnie w tak niewyszukany i podły sposób, w ramę miłości pozostawionej w sercu dziecka dla mnie, próbowała osadzić nowego, de facto obcego którego nawet moja była żona znała zaledwie od kilku miesięcy. Córka odmówiła mówiąc, że to nie jest Jej tata. Nowego partnera lubi ale wiedziała, czuła, że matka oczekuje od Niej czegoś dziwnego, czegoś niewłaściwego i niezrozumiałego bo zakłada, iż przecież mama nie jest zła. Gdy jednak dorośnie pojmie, że to co wówczas będąc dzieckiem uznała za coś dziwnego, coś niewłaściwego było tak na prawdę podłością i próbą wyrządzenie Jej (nie mi) ogromnej krzywdy i niesprawiedliwości. Zwłaszcza jak dowie się (a dowie), że w tym samym czasie gdy na obcego mężczyznę kazano Jej mówić wujek, matka wnioskowała do sądu rozwodowego o przebadanie własnego dziecka przez zespół psychologów sądowych pod kątem ustalanie więzi z ojcem biologicznym (w tym kontekście raczej chcąc wykazać brak owej więzi i podjąć kolejne kroki prawne na trwałe odizolowanie córki ode mnie). Krew buzuje w żyłach gdy się słyszy od takich rzeczach - nie mam wątpliwości co do prawdziwości tego o czym mówię, bo wiem to od trzech osób. W okresie blisko roku izolacji córki ode mnie nie mogłem Jej chronić przed takimi sytuacjami lecz to nie jest zwykłe dziecko a wyjątkowe i ochroniło się samo - mądrością i miłością. Moja córka jest cudem tego często parszywego świata... nigdy nie chciałem niszczyć w swoim dziecku obrazu Jej matki ale moja była żona sama ten obraz niszczy i zniszczy - tak się dzieje gdy dla rodzica priorytetem jest on sam a nie dziecko.

Dziś jest 1 czerwca 2022 r. - Dzień Dziecka, a ja już od wczoraj wiedziałem, że była żona nie odbierze dzisiaj telefonu, uniemożliwiając mi tym samym złożenie życzeń córce, porozmawianie z Nią i co gorsza - w ten sposób odmówiła własnemu dziecku porozmawianie z ojcem, posiadania pewności, iż w taki dzień tata pamięta. W okresie izolowania córki ode mnie, w Dzień Dziecka po wielu tygodniach pozwoliła Jej zadzwonić... na kilkanaście sekund i kazała kończyć. 

piątek, 13 maja 2022

Ramka na zdjęcia


 Niestety kolejny raz sześcioletnie dziecko miało rację... chciałem aby tym razem nie zawiodła się i nie musiała czuć tego co z całą pewnością czuła. Matka kazała oddać Jej ramkę ode mnie, podając za powód brak miejsca u nich w domu do jej podłączenia - córka mówiąc mi to w ramach wyjaśnienia powodu zwrócenia prezentu jaki sama chciała, wyraźnie nie wierzyła w słowa matki a wieczorem w łóżku powiedziała mi, że wie, iż mama kazała oddać ramkę aby nie mogła się na mnie patrzeć (córka). Źle mi z tym bo sam zaproponowałem córce możliwość wzięcia do siebie tej ramki aby mogła wspominać fajne dla Niej chwile utrwalone na cyfrowych zdjęciach i wgrane do urządzenia które na różne sposoby je wyświetla. Nie wiem co jest złego w tym aby dziecko będące na co dzień 300 km od ojca mogło oglądać siebie z nim na zdjęciach... nie wiem gdzie skończy się ta zawiść żony a zacznie zdrowy rozsądek? Oby kiedyś w ogóle tak się stało... póki co moja była żona naiwnie wmawia sobie, że nasza córka nie zdaje sobie sprawy z prawdziwych intencji swojej mamy. Dając córce te ramkę, nie zawłaszczałem sobie zawartości pamięci tego urządzenia. Napisałem byłej żonie o tym, że w torbie córki jest ten sprzęt, że wgrałem do niego zdjęcia i żeby dorzuciła do nich też inne, takie które oni z całą pewnością robią tam na miejscu. W swoim stylu zignorowała moją wiadomość. Napisałem do niej również dlatego bo widziałem, że córka chce mieć tę ramkę u siebie a jednocześnie boi się reakcji matki na ten pomysł. Powiedziałem córce: Żabko napisałem mamie, nie martw się, na pewno znajdziecie fajne miejsce dla ramki. Uspokoiła się... chore jest to, że dziecko w ogóle musi się stresować takimi sytuacjami, rzeczami które powinny być normalne.   

poniedziałek, 9 maja 2022

Papier przyjmie wszystko


 Wyrokiem sądu moje małżeństwo zostało rozwiązane z winy powódki - taki zapis znajduje się w wyroku a wraz z nim, o wiele bardziej korzystny dla mnie i dla córki wymiar kontaktów - przede wszystkim zyskaliśmy cztery tygodnie czasu w wakacje i wcześniejsze odbieranie córki z placówki szkolnej a więc nie tylko nie musi czekać na mnie w przedszkolu kilka godzin, lecz także szybciej dojeżdżamy do domu. Z tych zmian w kontaktach cieszą się wszyscy poza żoną a raczej byłą żoną, choć wyrok jest nieprawomocny. Córka cieszy się całym sercem lecz dysonans wywołał w niej płacz matki informującej ją o tym, że w tym roku spędzi ze mną dużo czasu w wakacje. Córka nie rozumiała w pierwszej chwili tych łez ale wie i rozumie więcej niż mówi i okazuje matce, więc szybko poukładała to sobie w głowie. Mi natomiast powiedziała, że to wszystko się udało bo się o to modliła - takie słowa w ustach 7-tki powodują u mnie ciarki na ciele. 

Wywalczyłem sobie córkę (pisałem dziesiątki pism... jak na zdjęciu) - tak jak zapowiadałem swojej byłej żonie - ona wiedziała, że nie odpuszczę i, iż to kwestia czasu dlatego pałała się jak mogła każdą odmową mi lub zignorowaniem moich próśb o możliwość zabrania córki w ferie, wakacje i inne dni wolne. Nie oznacza to jednak, że to koniec problemów bowiem moja była żona postanowiła najpierw bez poinformowania mnie stosować się do nieprawomocnego wyroku, a następnie zaproponowała stosowanie się po części do obowiązującego postanowienia zabezpieczającego kontakty, a po części do nowego wyroku. Ponownie próbuje dyktować warunki kierując się jedynie własnym interesem - przede wszystkim jak najmniej jeździć po córkę (którą odbiera ode mnie - w ten sposób sąd rozwodowy podzielił koszty realizacji kontaktów, karząc ex za samowolną wyprowadzkę tak daleko). Mama mojej córki chyba do końca wierzyła, że uda się jej przeforsować pomysł mojego nocowania z córką w hotelu, zamiast zabierania jej do siebie. Aktualny wyrok sądu powoduje również, że samych weekendów z córką będę miał więcej, co wiązało się ze zmianą ich harmonogramu. W odpowiedzi na to otrzymałem pismo od pełnomocnika mojej byłej żony, w którym ponownie podjęto gierki... bo przecież papier przyjmie wszystko. Ponoć zmiana harmonogramu spowoduje u dziecka zamęt i stres a ostatni weekend miał ponoć spowodować płacz córki z powodu konieczności wyjazdu do ojca. Straszne jest to jak kłamstwa ubrane w prawnicze słownictwo, skutkują pozorami nie tylko prawdy ale i logiki. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tego gdy kłamstwa dotyczą mojej córki, wówczas stają się szczególnie plugawe więc i trudne do przełknięcia dla mnie. Mówię sobie, że to wszystko jest nic... zupełnie nic nie znaczy, niech sobie piszą i mówią co chcą, ważne są szkliste, pełne radości oczy mojej córki gdy jest u mnie i jej ciepłe dłonie na mojej twarzy gdy budzimy się obok siebie rano. 

środa, 27 kwietnia 2022

Prawda o mamie cz. 4 (ostatnia rozprawa rozwodowa)

 Ostatnia rozprawa rozwodowa jest już za mną, a raczej za Nami i nie mówię tu o swojej żonie, a o Katarzynie, mojej nagrodzie - we wszystkim co się działo, była i jest ze mną zaprzeczając temu, że już nigdy z nikim nie będę bo nie nadaje się do życia. Obecność Kasi w moim życiu podważyła to, Jej zeznania posypały również linie sądowej obrony wciąż aktualnej małżonki - bowiem w jej przekonaniu nie da się ze mną żyć a tu okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Podczas rozprawy powiedziałem niemal wszystko z tego, co chciałem powiedzieć więc byłem i jestem zadowolony ale ważniejsze jest co innego: poczułem ulgę... opowiedziałem o wszystkim ostatni raz i momentami nie było to łatwe ale zachowałem charakterystyczne dla mnie opanowanie i finalnie poczułem spokój - bez znaczenia nawet na wyrok, gdyż w końcu kończy się ten pieprzony rozwód i nie trzeba już w myślach w koło wałkować tego co było. Poza mentalnym ukojeniem, które dodatkowo osłodziła tego dnia obecność córki, pozytywne odczucia mam także co do treści wyroku który zostanie ogłoszony 29 kwietnia. Nie będę wówczas raczej już rozwiedziony, ponieważ spodziewam się apelacji - cokolwiek sąd postanowi, dla żony kwota alimentów będzie i tak niewystarczająca więc zaskarży wyrok odwlekając jego uprawomocnienie na kolejne miesiące. 

Biorąc pod uwagę to co zaproponował Rzecznik Praw Dziecka (poszerzenie kontaktów i sformalizowanie rozmów telefonicznych), spodziewana apelacja żony może dotyczyć nie tylko alimentów, ponieważ do końca postulowała abym widywał się z córką w hotelu na miejscu - bez zabierania do siebie. Wychodząc z sali sądowej spojrzała na mnie z nienawiścią, jakby faktycznie wierzyła, że opowiadałem zmyślone rzeczy lub o życiu kogoś innego. 

Nienawidzi mimo, że tego dnia ponownie dopuściła się możliwego do udowodnienia jej kłamstwa, składając tym samym fałszywe zeznania (zaprzeczyła, iż kiedykolwiek proponowałem jej zabranie córki w dni inne niż wskazane jako minimum w postanowieniu sądu - dołączyłem w poście serie screenów - widać z nich, że wielokrotnie chciałem zabrać córkę lecz odmawiała bądź ignorowała mnie). Podczas swoich zeznań powiedziała jednak coś znacznie gorszego, że chciała ode mnie odejść już w okresie starania się o dziecko i jego narodzin - wykorzystała mnie więc... i dosłownie w taki sposób, zapytał ją o to sąd.

 Oznacza to, że nie zamierzała ze mną być gdy najpierw 3 lata "zarabiełem" się odkladając na kupno mieszkania, a następnie przez 3 kolejne na jego spłatę i remonty. Nie tylko oszukano mnie ale pozwolono abym niszczył sobie zdrowie, w zamian za obietnicę tworzenia rodziny... obłuda, fałsz i wyrachowanie.   

  



poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Ojcowskie błędy


 Wspominam czasem... lecz nie z tęsknoty, czy też dla samego wspominania, bo z powodu obwiniania się o to, że pozwalałem na pewne sytuacje bądź nie reagowałem w taki sposób i z takim skutkiem, żeby mieć sumienie wolne od dzisiejszego ciężaru wątpliwości. Źle żyje się życiem w którym nie możemy postępować zgodnie z samym sobą - to najważniejszy aspekt mojego małżeństwa z powodu którego odczuwam radość, iż związek ten nie istnieje. Boli mnie bowiem mniej myśl o tym jak w ciągu ostatnich lat traktowała mnie żona, ponieważ niezgodność z samym sobą, dotyczy ojcostwa (choć nie tylko) i tego co się działo w sytuacjach w których uczestniczyła moja córka - była musztrowana w imię dobrego wychowania, dla zasady zakazywano jej rzeczy jakich zazwyczaj nie trzeba było Jej odbierać a potem odebranie ojca i reszty bliskiej rodziny, życia jakie znała - może właśnie dlatego tak żałuje każdej niesprawiedliwości i przesadnej surowości wobec Niej. Za wiele rzeczy było dopuszczalne tylko dlatego aby zadowolić żonę a raczej żeby jej nie zdenerwować. Pamiętam jak córka stojąc przy naszym łóżku prosiła aby móc się z nami położyć - wówczas od żony słyszałem: masz jej zabronić! Dzień czy dwa później sama brała Ją do łóżka - nie było w tym konsekwencji lecz chyba jedynie postawienie na swoim.  To powoduje zagubienie - czułem to i aż się boje jaką dezorientację powoduje to w dziecku. Pamiętam gdy córka miała mniej niż 2 latka, weszła za rozłożone do spania łóżko i zablokowała się przy ścianie - płakała aż zanosiła się, prosiła oczami i wyciągniętymi rączka a żona będąc wtedy na coś na mnie zła mówiła: "Niech cię tatuś wyciągnie" - a do mnie: "No pomóż jej! Nie potrafisz?" Nie pamiętam za co żona była wówczas na mnie zła ale myślenie o tym stanowi pułapkę, bo nic nie tłumaczy takiego zachowania jednak gdy ktoś przywyknie do karania innych, nie myśli o adekwatności. Takich sytuacji było wiele - stawianie w koncie, restrykcję dotyczące jedzenia i wiele innych, krzyk gdy coś wylała przypadkowo, gdy córka robiła coś za wolno, za szybko - nieustanna huśtawka i kalejdoskop robienia wody z mózgu zarówno córce jak i mi, naprzemienne głaskanie i ciuciane, z surowością i reprymendami - tylko i wyłącznie z powodu wewnętrznego popieprzenia objawiającego się bezskuteczną ucieczką od doświadczeń z dzieciństwa aby ostatecznie traktować bliskich tak, jak żona sama była traktowana w dzieciństwie. Najsłodsza i bezwarunkowo kochająca mnie istota w takich sytuacjach słyszała ode mnie to, co jej matka chciała aby słyszała i choć pewnie córka tego nie pamięta, to ja czuje, że wtedy Ją zawiodłem... w tam tym życiu i Jej i moim ale ono się już skończyło - te sytuacje nigdy się już więcej nie powtórzą. 

środa, 23 marca 2022

Żyłem już kiedyś


 Reinkarnacja (również: metempsychoza, transmigracja; łac. re+in+caro, carnis „ponowne wcielenie”) – pogląd, według którego dusza (bądź świadomość) po śmierci ciała może wcielić się w nowy byt fizyczny. Np. dusza jednego człowieka może przejść w ciało nowo narodzonego dziecka lub zwierzęcia czy nawet według niektórych poglądów rośliny [źródło: Wikipedia]

Ten popularny w Hinduizmie i Buddyzmie motyw, a zarazem ważny element tych systemów religijno-filozoficznych, dla mnie jest czymś zdecydowanie bardziej realnym, choć nienamacalnym. Od bardzo dawna ma wrażenie, że moje obecne życie, nie jest jedynym życiem, jakie doświadczyłem / zaznałem. Posiadanie wrażenia, nie jest tu jednak odpowiednim określeniem, dla tych co wiedzą o czym mówię, jest to coś bardziej jak wspomnienia - coś nienamacalnego ale prawdziwego. Taką osobą jest m.in. https://www.facebook.com/dona.conti1 choć akurat ona, jest zdecydowanie kimś więcej - inspiracją i skarbnicą wiedzy. Za jej namową, opisze to co pamiętam i tak, jak pamiętam.

Mam wspomnienia dwóch żyć, dwojga ludzi - nie wiem jak to określić. Dawniej pamiętałem więcej szczegółów, mózg z jakichś powodów zaciera to, jakby bronił aktualne życie, przed wpływem poprzednich - nie wiem, może aby uchronić umysł przed szaleństwem. Wizje jakie nosze w sobie nie są jak film którego jestem widzem, lecz jakby rzeczy i osoby widziane były oczami, niczym w grze RPG, dlatego wiem, że nie są zasłyszane lecz doświadczone. Jednocześnie powodują one emocje, uczucia charakterystyczne dla wspomnień - dobre i złe. Pamiętam okres chyba II wojny światowej i siebie jako blondyna, z całą pewnością Niemca, bo w specyficznym mundurze. Kojarzę niemiecki nóż piechoty, jego ciężar w dłoni, zabawę nim... choć nigdy w obecnym życiu go nie trzymałem. Wiem jakie to uczucie, jak skórzana wyściółkę (takie paski) wojskowego hełm, wycierają włosy, powodują ból skóry głowy - dodam tylko, że nigdy żadnego wojskowego hełmu nie miałem na głowie. Niestety pamiętam chyba również śmierć... brak bólu, spokój, jakby obojętność i szum drzew - brzozowy las, do dziś dziwnie się w nim czuje, dźwięk brzozowych liści na wietrze wywołuje u mnie dreszcz. 

Pamiętam też inne życie ale jego czasu nie jestem wstanie wskazać w żaden sposób. Mam wspomnienia dotyczące życia w chłodzie, gdzieś na północy... na pewno nie byłem Eskimosem, bardziej kimś z północnej Skandynawii bądź Syberii, co zakładam po rysach twarzy którą pamiętam z odbicia w wodzie: niebieskie oczy, wąsy, broda, czerwone plamy na polikach, skórzane ciężkie ubrania. Pamiętam smak surowych ryb, a także nieustanne funkcjonowanie w ciemności - nie takiej zupełnej, lecz jakby w szarówce. Dzień i noc był jednym. Brakowało to wszystkiego co nowoczesne, dlatego mógł być to czas przed XX w. Mam też wrażenie, że byłem wtedy zadowolony z życia, jakby spełniony i nie miało to nic wspólnego z posiadaniem dóbr ale z czym innym - nie wiem. Te wspomnienia dotyczą życia osoby starszej niż jestem teraz... do dziś choć nie lubię zimna, scenerie lodu, zimy i dalekiej północy wywołują u mnie dziwną ekscytację jakby wiązały się z czymś przyjemnym.

Opisałem to bo już wiem, że zapomina się...  

   

poniedziałek, 14 marca 2022

Mam nadzieje, że coś się zmieni


 Niewiele jest rzeczy na których zależy mi tak bardzo, jak na tym aby słuchała... bez uprzedzeń i pseudo żalu do mnie, lecz kierując się przede wszystkim dobrem naszej córki. Żal mojej żony i złość na mnie, są niestety umocnione wszystkimi jej zupełnie niezależnymi ode mnie niepowodzeniami - za wszystko co złe, w jej opinii odpowiadam ja bo tak jest dla niej najłatwiej i schemat ten istniał tak na prawdę od zawsze a ja nie chciałem tego widzieć w czasach kiedy sądziłem, że było dobrze i w tych gdy faktycznie tak było: niezmiennie wszyscy byli winni lecz nie ona. Obwinianie mnie za różne rzeczy nie sprzyja więc współpracy ani słuchania, nawet jeśli dotyczy to dobra najwyższego czyli naszej córki. Póki co ważniejszy dla mojej żony jest żal i karanie mnie za to, że śmiałem mieć pretensję do niej o nasze wspólne życie i jej zachowania wobec mnie - bez względu jakie one było bo przecież była z kaleką tyle lat... ona - idealna, ktoś kto mógł mieć każdego (jak mawiała). Nie chodzi już o źródło i adekwatność tego żalu lecz mądrość aby skupić się na dziecku, dlatego ostatnio pisząc do żony wyraziłem się wprost, iż nie musi mi odpisywać ale niech spojrzy obiektywnie na to co robi i, że konieczna jest zmiana bo nie tylko wciąż trwa w robieniu mi na złość lecz przede wszystkim powiela błędy swoich rodziców: posługiwanie się krzykiem i poniżeniem, bazowanie na przymusie. Stawką nie jest to kto ma rację lecz psychika naszego dziecka które doświadcza często tego, co doświadczała w dzieciństwie moją żona od swojej matki i ojca... na nic już mądrość powiedzenia, że niedaleko pada jabłko od jabłoni, czy też czym skorupka nasiąknie za młodu... 



W tym momencie ważne jest aby coś zmienić choć mojej żonie ciężko przełknąć fakt, że w czymś mogę mieć rację jakby to nie daj Boże dodawało mi wartości jako ojcu, mężczyźnie czy człowiekowi. Zwróciłem jej uwagę na realne przyczyny niewłaściwych zachowań córki, na pewne powtarzalne schematy myślowe dziecka i jego potrzeby - każdego dziecka które odreagowuje stres i odcięcie go od najbliższych mu osób. Przede wszystkim istotne jest to, że te zachowania nie pojawiają się gdy jest u mnie. Tak jak zasugerowałem: nie odpisała. Skończyło się na monologu będącym apelem do rozsądku i uczuć ale... mam wrażenie, że mimo wszystko coś to dało bo ostatnim czasie rozmawiając przez telefon z córką, mniej słyszę pokrzykiwania matki na nią a ona sama wydaje się być spokojniejsza, częściej uśmiechnięta. Chciałbym aby te zmiany miały charakter trwały.   




wtorek, 25 stycznia 2022

Firmum (łac.)

Jest wiele definicji tego co się wydarzyło... a może wciąż się dzieje - nawet jeśli, to nie chcę tego zatrzymywać... w swoim stylu sięgnę po definicję naukowe:
1) Metamorfoza – w literaturze (oraz kulturze - w tym także tej masowej) gruntowna przemiana kogoś, jego sposobu myślenia, postępowania i niekiedy również wyglądu. Przemiana bohatera jest jednym z najpierwotniejszych tematów występujących w literaturze. Już w starożytności obserwujemy fascynacje nad zmiennością. Motyw metamorfozy często spotykany jest w mitologiach wielu narodów [wikipedia].  

2) Przeobrażenie, metamorfoza, metabolia albo rozwój pośredni – proces morfogenetyczny charakteryzujący się znacznymi zmianami w formie lub strukturze organizmu przechodzącego z jednego stadium rozwojowego do następnego[1]. Terminy te są najczęściej używane dla określenia procesu zachodzącego w rozwoju postembrionalnym, podczas którego zwierzę przechodzi przez jedno lub kilka stadiów młodocianych zanim przeobrazi się w ostateczną, zdolną do reprodukcji postać dorosłą [Zoologia: Stawonogi. Szczękoczułkopodobne, skorupiaki. T. 2, cz. 1.. Red. nauk. Czesław Błaszak. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2011, s. 182].

3) Metamorfoza nekrotyczna, metamorfoza nekrobiotyczna – typ przeobrażenia, podczas którego następuje rozpuszczenie narządów wewnętrznych, a następnie wtórne utworzenie nowego organizmu wewnątrz osłonki larwy pierwotnej lub stadium wyjściowego. Występuje u wstężnic (Nemertea) oraz owadów przechodzących przeobrażenie zupełne. [Zoologia : bezkręgowce. T. 1. Red. nauk. Czesław Błaszak. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2009, s. 250, 720].

Motyw metamorfoz pojawia się także we współczesnej literaturze. Są to przemiany bohatera złego w dobrego i odwrotnie, przemiany całkowite obejmujące również wygląd, bądź też takie metamorfozy, które polegają na ewoluowaniu bohatera, gdzie jego postawa i poglądy stają się bardziej dojrzałe. Przemiana bohatera jest ilustracją dynamicznej natury człowieka.

Chyba mam własną definicję... mam dziś inne spojrzenie, jestem kimś innym, żyje zgodnie ze swoją starą duszą

Wiele osób mówi, że się zmieniło... że dziś są kimś zupełnie innym ale zazwyczaj jest to slogan na potrzebę chwili, frazes zasłyszany w filmach lub wyczytany w książkach o bohaterach którymi chcemy być a nigdy nie będziemy.  Nie wiem ile jest prawdy i faktycznej zmiany w innych, ale wiem, że jest to realne - możliwa jest przemiana tak znacząca, że na prawdę stajemy się kimś innym. Jestem tego dowodem i choć potwierdzają to inny gdy mnie obserwują, to jednak mimo wszystko widzą mniej niż ja wiem i czuje. 

"Kreuje Cię ta sceneria przedstawienia Wow, 

jeśli spotka Cię zło To Cię odmienia i Twój schemat myślenia"


Przebyłem długą i trudną drogę. Jestem z tego i z siebie dumny bo każdy dokądś zmierza, celem podróży jesteśmy my jacyś tam w przyszłości... wydaje mi się, iż jestem bliski tego celu, wyjątkowo blisko własnym oczekiwaniom. Blisko 3 lata temu znajdowałem się na dnie, byłem kimś zupełnie innym niż chciałem kiedykolwiek być i chyba nikt dobrowolnie i świadomie nie chce zmierzać do modelu osoby jaką wtedy byłem. Znałem mechanizmy i procesy myślowe które do tego doprowadziły ale pozostawały one dla mnie czystą teorią, abstrakcją oderwaną od rzeczywistości i realnego życia - przynajmniej mojego ale... myliłem się. Coś co dotąd znałem z książek i akademickich wykładów, okazało się czymś bardzo prawdziwym, zrozumiałem wówczas, że każdego człowieka można złamać i mnie też się dało. Syndrom Sztokholmski, uzależnienie emocjonalne, strach przed odrzuceniem, skutki poniżania i znęcania psychicznego, toksyczna osobowość... ślady tego wszystkiego to dziś dla mnie już nie tylko zakładki w książce lecz blizny na duszy i dodatkowo zniszczone zdrowie fizyczne. Co nas nie zabije to wzmocni... lub jak mawiał Joker: udziwni. Nie stałem się dziwny lecz zdecydowanie silniejszy, bardziej dojrzalszy i potrafiący skutecznie odróżniać dobro od zła. Zmieniłem się dla ludzi którzy mnie kochają i na mnie liczą - nie ma większej motywacji ale zmieniłem się też dlatego aby przetrwać, do wyboru miałem odbić się od dna albo na zawsze na nim pozostać. Jak doświadczyć takiej zmiany? Może trzeba nie spać przez kilka tygodni, może wysuszyć zupełnie oczy płaczem bezradności, może poznać odpowiednich ludzi we właściwym czasie, może odszukać w sobie pozytywne skurwysyństwo które budzi się w człowieku gdy nie ma nic do stracenia a ma o co walczyć, może trzeba rzucić się w wir medytacji i dostrzec w sobie i w świecie energię kosmosu... a może po prostu ponownie nauczyć się kochać siebie. Gdy ambitnemu człowiekowi odbiera się ambicję... zmienia się. Gdy człowiekowi odmawia się szacunku... zmienia się. Gdy pozbawia się go nadziei.. to go odmienia.

Mało rzeczy dziś mnie przeraża, mam mniej wątpliwości, kocham inaczej bo wiem kim jestem i dokąd zmierzam. Mogę być kim chcę zamiast pozwalać innym mówić mi kim mam być. Każdy ma własną drogę i mam nadzieje, że tym co wciąż walczą uda się przywrócić porządek w głowie i wzrok z pod pewnych powiek.

środa, 19 stycznia 2022

Prawda o mamie cz. 3


 Sytuacja jakich niestety wiele... gdy coś można i nic to nie kosztuje, może być wręcz korzystne a mimo to się tego nie czyni - co jest tego powodem? Ślepy upór, postawienie na swoim nawet jeśli się na tym straci. Znam ten mechanizm ale nie potrafię powiedzieć, że rozumiem takie postępowanie. Nie jest ono bliskie moim przekonaniom i naturze ale niestety od ponad 2 lat doświadczam tego. Ten sposób myślenia w połączeniu z kamuflującym ogromne kompleksy przekonaniem o swojej nieomylności doprowadził do tego, że córka musi mieszkać blisko 300 km od kochającego ojca. W myśl zasady: stracę a mu pokaże! Powiem więcej: skrzywdzę własne dziecko a zrobię jego ojcu na złość! To właśnie schemat postępowania mojej żony. Zaproponowałem jej, iż z uwagi na ferie zimowe wezmę córkę nie na weekend a na więcej dni do siebie, oferując jednocześnie odebranie i odwiezienie córki na swój koszt. Nie zgodziła się argumentując w znany od dawna, pozbawiony logiki sposób bo jak wyjaśnić brak dobrej woli żony w tak oczywistej i dla niej i naszej córki sytuacji.. gdy jednocześnie wciąż ukrywać musi coś tak banalnego i dziecinnego a przede wszystkim nieodpowiedzialnego jak fakt robienia na złość? Tak na prawdę oferując wykonanie kontaktu na swój koszt, zaproponowałem żonie jakieś 200 zł (bo mniej / więcej tyle by na tym zyskała) za możliwość zabrania córki do siebie.. mimo to nie zgodziła się i nijak ma się to do nieustannie podnoszonego przez nią argumentu w sądzie, iż jej sytuacja ekonomiczna jest tak słaba, że nie stać jej na odbieranie córki ode mnie po tym jak ja odbieram ją od matki. Wciąż te same bzdury, retoryka rozwodowa nakierowana jedynie na wyciągnięcie ode mnie jak największych pieniędzy ale nie na zasadzie oszczędzenia (jak w tym przypadku na podróży) lecz w gotowej formie - alimentów. Nie godzi się przy tym na jakiekolwiek ustępstwa które tak na prawdę dla każdego myślącego o dobru dziecka są czymś oczywistym. Zakłada więc, że większe pieniądze ode mnie zwyczajnie się jej należą (i znów pycha) bez względu na to jak się zachowuje.. aż mi się przypomina czas gdy oczekiwała ode mnie wdzięczności za bycie ze mną, bez względu na to jak mnie traktowała - w jej świecie miałem po prostu cieszyć się ze mną jest. Wtedy kluczowym argumentem było to, że to ja byłem niepełnosprawny a nie ona, a teraz, że to ona ma dziecko przy sobie a nie ja. Nieustanne przekonanie o tym, że rozdaje karty kiedyś ją zgubi... byle by nie pociągła na dno mojej córki. Takich sytuacji gdy proszę o czas z dzieckiem jej dużo i zawsze jest to samo: nie bo nie. Tak było w okresie wakacji, w Wigilię i teraz gdy odniosłem się do ferii zimowych. Kochanie gdy będziesz kiedyś to czytać wiedz, że robiłem wszystko abyś była ze mną więcej i częściej.. i za to, że jest inaczej, że było tak trudno odpowiada mama.