Za nami pierwsza tura wakacji - dwa tygodnie z córką - jak dobrze móc to napisać. Gdy sobie przypomnę adwokackie wypociny poprzedniego pełnomocnika mojej byłej żony, że: Moja klientka woli się jednak trzymać obecnego postanowienia sądu aby nie zostać posądzona o jego nierealizowanie. Taką odpowiedź otrzymałem na prośbę / zapytanie o wzięcie córki w wakacje do siebie na dłużej (wówczas / poprzednie postanowienie sądu tego nie uwzględniało). Odpowiedź niczym komedia lub dialog z kimś mającym zasadniczy problem z logicznym myśleniem a wiadomo, że adwokaci to ludzie wykszatłceni i inteligentni - niestety robią to co chce ich klient. Na szczęście po 2 tygodnie w lipcu i sierpniu udało się wywalczyć w sądzie. Mimo tego, że ciągle się staram to trudno pogodzić się z tym, że papier przyjmie wszystko... i trudno też zapomnieć gdy traci się coś nieodwracalnie - stracony czas z córką bo ktoś wykorzystał prawo choć nic nie stało na przeszkodzie aby pokierować się czymś innym.
Warto jednak skupić się na czymś innym i bardziej pozytywnym a jest o czym opowiadać. Pewna osoba powiedziała mi ostatnio, że córka przegląda się w moich oczach.
Warto jednak skupić się na czymś innym i bardziej pozytywnym a jest o czym opowiadać. Pewna osoba powiedziała mi ostatnio, że córka przegląda się w moich oczach.
Pobyt Klaudii u mnie przypadł na mieszaną pogodę ale najważniejsze, że w Jej urodziny nie padało - wyprawiliśmy je u dziadków na wsi zgodnie z życzeniem Klaudii: imprezowy namiot, ozdoby z popularnej bajki i dzieci które zna i lubi. Nie mogło obyć się oczywiście bez piniaty (własnoręcznie wykonała ją moja Katarzyna) i zabaw / konkursów jak zdobienie torebek na słodycze, wyścigi w workach, gra w piłkę, spadochron - twistera nie zdążyły dzieciaki użyć. Udała się również wyprawa na wiejski plac zabaw. Okazało się tuż przed imprezą, że będzie ona połączona z moją 40-tką, a więc trzecią już:-) Było to wykonalne bowiem goście urodzinowi córki właściwie pokrywali się moimi. Impreza niespodzianka bezsprzecznie udała się a Klaudia była w tym planie najważniejszą i najbardziej przeżywającą przedsięwzięcie intrygantką. W takie dni zawsze Jej mówię, że jest najważniejsza, że to Ona a nie nikt inny jest w centrum wydarzeń ale jest to nie tylko przywilej lecz również obowiązek - wobec gości, Jej gości więc wszyscy się bawią, nikt nie zostaje sam. Za każdym razem robi to. Robi to znakomicie i Kocham Ją za to najbardziej na świecie.
Pozostałe dni spędziliśmy bez jakiegoś wielkiego planowania a istotną rolę odgrywał niewątpliwie Songo - podarowana mi od przyjaciół i braci mojej byłej żony Agama Brodata. To świetne zwierzę - gad o nadzwyczajnym poziomie uspołecznienia, niczym pies - lubi towarzystwo człowieka i lgnie do niego a przy tym jest zupełnie niegroźny. Codzienne karmienie, zabieranie go na taras, chodzenie po robaki i bazylię etc. To dobry prezent bo nie potrzebuje kolejnych perfum, sprzętu elektronicznego czy też ubrań. Zainicjowałem kupno gada ponieważ wiedziałem, że w ten sposób uciesze też Klaudię, Adę i Katarzynę... i miałem racje. Poza jaszczurem było kino i najnowsza część Minionków, place zabaw, nocowanie u Asi, Asi nocowanie u nas, ścianki wspinaczkowe i rolki z koleżankami z osiedla - mam nadzieję, że Klaudia będzie budować tu swoje życie rówieśnicze skutecznie się socjalizując i usamodzielniając. Bezpośrednio po urodzinach wybraliśmy się nad morze i nad Zalew zatem kąpiel była obowiązkowa. Jak zawsze gdy jest morze, jest też truskawkowe miasteczko gdzie Klaudia zna już wszystkie kąty i dobrze się czuje.
W dzień odbioru córki przez mamę, zawsze mówimy o tzw. syndromie niedzieli. Po tych dwóch tygodniach zapytałem Klaudię:
- Co nie masz już nastroju bo musisz wracać do domu?
- Przecież to jest mój dom (odpowiedziała wywracając oczami i lekko się uśmiechając).
Pomyślałem: Moja mała romantyczka (choć jasne i ciemne strony romantyzmu dopiero pozna w życiu i ja - Jej tata wie najlepiej jak każda z tych stron smakuje). Przed nami kolejne dwa tygodnie wakacji - już nie mogę się doczekać.