Szukaj na tym blogu

sobota, 29 czerwca 2024

40-te urodziny


 Skończyłem właśnie 40 lat... dokładnie 26 czerwca. Jestem zatem z pokolenia lat 80. i ówczesnego wyżu demograficznego. Miałem 5 lat gdy Polska przechodziła transformację ustrojową. Pamiętam pierwsze wybory prezydenckie, Lecha Wałęsę i kartki na zakupy (nie wiem jednak czy były jeszcze wtedy w obiegu, czy kojarzę je bo były wciąż w domu na zasadzie niechlubnej pamiątki po socjalizmie). O różnym, dłuższym bądź krótszym okresie mawia się często, że minął jak jeden dzień... coś w tym jest, choć z drugiej strony gdy zaczyna się wspominać, to okazuje się, że przez ten cały czas zdarzyło się bardzo wiele - niekiedy zaskakująco dużo, niemal trudno wręcz uwierzyć. Cieszę się, że wychowałem się bez telefonu i Internetu, w czasem gdy ludzie komunikowali się rozmawiając ze sobą, w czasem gdy było mniej a wszystko doceniało się bardziej, doświadczało mocniej i patrzyło głębiej. Wielu rzeczy brakowało, Polska była państwem innym, biedniejszym i mniej rozwiniętym ale cieszę się, iż było jak było.
Znaczną część swojego życia spędziłem na edukacji - łącznie 18 lat chodziłem do różnych szkół. Poza studiami wyższymi wszystkie skończyłem w trybie stacjonarnym, co biorąc pod uwagę moją niepełnosprawność uważam za duży sukces. Dowód uporu, determinacji i niezłomności. Nie tylko na szkole i uczeniu się zleciała mi znaczna część tych 40 lat. Przez 12 lat, kilka razy w roku i na kilka tygodni jeździłem na rehabilitację do Stargardu. Inny szmat czasu przypadł również na związek i małżeństwo z moją byłą żoną - łącznie bowiem aż 13 lat. Przez moje życie przewinęło się wielu ludzi, zarówno fajnych jak i nie, a także takich chwilowych jak i takich którzy pozostali w moim życiu do dziś.
W miarę zbliżania się 26 czerwca i okrągłych urodzin - nie 20-tych a 40-tych, nasilały się we mnie myśli związane z uciekającym czasem, z wiekiem związanym z dojrzałością i stabilizacją, a momentami wręcz ze starością choć obiektywnie na nią chyba jeszcze za szybko. Zawsze czas postrzegałem inaczej, w kategoriach piasku przesypującego się szybciej niż innym. Może dlatego bo przez lata niewiele wiedziano o mojej chorobie, nie wiedziano nawet jak długo będę żył.. a może dlatego, że częściej czuje się kiepsko - z różnych powodów ale wszystkie wskazują na szybsze zużywanie się organizmu. Po 30-tce doszedł do tego permanentny stres i zaniedbanie organizmu w płaszczyźnie fizycznej. 
Swoje 40-te urodziny obchodziłem wyjątkowo dwukrotnie - najpierw w Dzień Ojca (23 czerwca - bowiem miałem wtedy u siebie Klaudię na weekend) a potem na trzydniowym wyjeździe weekendowym w środku tygodnia. Odkąd była żona wywiozła córkę, zawsze moja Katarzyna organizuje mi urodziny w weekend spędzany z Klaudią - wie doskonale, że jest to dla mnie niezmiennie najważniejszy prezent i córka również to wie. Celebrujemy po swojemu ten dzień każdego roku, zdmuchując np. tortowe świeczki razem. Jestem pewien, że wówczas z Klaudią wypowiadamy w myślach te same życzenia. Czasem w ten dzień wpadną jacyś przyjaciele, czasem rodzice, brat - zawsze jednak mam przy sobie najważniejsze dla mnie osoby - najbliższe i ukochane. 
W tym roku już wcześniej zapowiedziano mi, że urodziny będą wyjątkowo podwójnie bowiem zostanę gdzieś cytuje porwany na 3 dni. Okazało się, że do Łodzi - jednego z moich ulubionych miast, starego a jednocześnie pięknego i dobrego pod konieczność poruszania się wózkiem. To miejsce dobrze mi się kojarzy a po ostatnim wyjeździe z całą pewnością jeszcze lepiej. W żadnym innym mieście nie dostrzegam tak pięknych kontrastów architektonicznych - od starych, rozpadających się kamienic, po przepięknie odrestaurowanych i uzupełnionych nowoczesnymi budynkami (szkło i metal). Zniszczone czy odnowione - w tym mieście są piękne i czyste. To jednak wszystko przyćmione jest tym, że Łódź postrzegam jako nasze miasto: moje i Katarzyny. Łódź to również podróż pociągiem (tanio, wygodnie) którą uwielbiam odkąd jestem z Kasią - kilku nudnym godzinom, przy często zawodzącej klimatyzacji lub ogrzewaniu (w zależności od pory roku) nadała Ona wyjątkowości, niepowtarzalnego uroku. Tak jest za każdym razem dokądkolwiek jedziemy i mogę Jej jedynie dziękować za to - zarówno za oprawę podróży jak i za jej cel. Mistrzyni organizacji. Łowca promocji. Geniusz wyszukiwania noclegów. Długo mógłbym tak wymieniać.
Trzy dni spędzone w Łodzi we dwoje sprawiły, że nie myślałem już o głównym bohaterze polskiego serialu pt. Czterdziestolatek. Co więcej - na pewien czas (niestety za krótki) udało mi się nie myśleć o problemach, pracy, rozprawach sądowych i przeszłości. Gdy człowiekowi uda się uzyskać taki stan, zdecydowanie łatwiej i bardziej optymistycznie patrzy się w przyszłość. Witryny sklepów z sukniami ślubnymi w Łodzi wołały nas do siebie na każdy kroku. Podczas tego rodzaju wyjazdów Katarzyna robi wszystko abym czuł się wyjątkowy, dostrzegany, zaopiekowany i kochany - potrafi nie tylko robić to genialnie ale jednocześnie czerpać z tego przyjemność bo wie, iż w przeciwnym razie nie cieszyłoby mnie to. Takie wyjazdy zbliżają do siebie ludzi ale Nas zbliżać nie trzeba, więc dochodzi do cementowania relacji i to chyba najważniejsze gdy planuje się przyszłość i widzi się w niej nas dwoje razem. Niestety jak zawsze nie udało się odpocząć fizycznie bo górę zawsze bierze chęć zobaczenia i doświadczenia więcej, pójścia jeszcze u i tam. 
Moje 40-te urodziny smakowały Gruzją i Japonią, kawą z rana i ciastkiem, pachniały świecami i świeżą pościelą, miały kolor pokojowego różu i flag wielu państw na Piotrkowskiej. Jak widać na załączonym obrazku lampka wina była jedna, ale smakowaliśmy we dwoje. Do zobaczenia Łódź i dziękuje Kasiu - za wyjazd i nie tylko - Kocham Cię.

piątek, 28 czerwca 2024

Kontakt telefoniczny z dzieckiem - teoria i praktyka


  Wpis jest z innego dnia lecz sytuacja z 24 czerwca 2024 r. Dwie godziny temu rozmawiałem z Klaudią - w nowych realiach bo jest na kilka dni u rodziców mojej byłej żony a więc w moich stronach. Odebrała telefon siedząc przy mojej starej szkole podstawowej. Pierwszy raz odebrała ten telefon jako swój i bez nadzoru kogokolwiek. Tu pojawiają się dwa paradoksy które w przypadku normalnych relacji i normalnych realiów nie tylko nie miałyby miejsca lecz przede wszystkim byłyby nie do pomyślenia - pozostałyby wyłącznie w sferze myśli i wyobrażeń jedynie ludzi obłąkanych. Córka ma telefon który jedynie teoretycznie jest Jej i tak jest odkąd Sąd uregulował kontakty telefoniczne z córką, poprzez nałożenie na moją ex obowiązku zapewnienia i organizacji tego rodzaju kontaktów zdalnych. Tak na prawdę to jedynie iluzja, element kreowanej na różne potrzeby rzeczywistości w której raz urządzenie te służy do jednego celu, a raz do drugiego - naprzemiennie w tym układzie Klaudia jest albo już dużą, świadomą i mogącą decydować o swoich potrzebach dziewczynką, a raz malutkim dzieckiem które należy chronić przed negatywnym wpływem smartfona na młody organizm.
        W skutek czego raz są deklaracje (i tylko deklarację) dotyczące wolności decyzyjnej dziecka, a innym razem kontrola i nadzór - realizowane zawsze i bez względu na deklarację (oczywiście mamy Klaudii a nie moje). 
- Czy zatem moja 9-letnia córka posiada własny tel? Tak. 
- Czy ma matczyne prawo do jakiegokolwiek kontaktu telefonicznego ze mną poza sądownie wskazanym wymiarem? Nie. 
        Nasuwają się automatycznie kolejne pytania o swobodę, decyzyjność i prawa dziecka: Czy Klaudia może zadzwonić do koleżanki czy też kuzynki (ze strony matki oczywiście) w dowolnej (przyzwoitej porze)? Tak. Nie muszę chyba dodawać do kogo i dlaczego zadzwonić czy chociażby napisać nie może.. i aż się ciśnie na usta zabarwione wulgaryzmem pytanie o kuriozum tej sytuacji. O logikę nawet nie pytam bo nigdy nie ma jej tam, gdzie zamiast rozumu jest zawiść i hipokryzja.
        Nie mogę napisać córce dobranoc, nie mogę od tak zapytać co robi, czy jak się czuje - to wszystko to jednak nic, bo Ona nie może w drugą stronę tego zrobić ani nawet mi odpisać. To Ona potrzebuje tego bardziej niż ja, to dziecko potrzebuje tego bardziej niż rodzic. Co kryje się pod sformułowaniem, że córka "nie może "? Zakazy i nakazy mamy - strach. Strach do odezwania się do własnego taty. Ja się jednak nie boję - ani powiedzieć ani zrobić tego co w takich sytuacjach należy zrobić.
        W tej sytuacji Klaudię różni ode mnie poziom świadomości tragizmu tej sytuacji lecz jest to tylko kwestią czasu. Takie działania ze strony matek utrudniających kontakt nakierowane są na zadawanie zupełnie innego bólu niż im się wydaje. Naiwnie myślą, że (ojców takich jak ja) boli brak dziecka w danej, ograniczanej chwili. Zdecydowanie boli bardziej coś innego... to, że rodzice tacy jak ja, muszą patrzeć na schemat w jakim musi żyć ich dziecko.  Konsekwencje takich zachowań utrudniających rodziców, również spadną na kogoś innego niż im się wydaje. Tak właśnie wpada się w pułapkę myślenia gdy wspomnianą logikę, zastępuje wspomniana zawiść. Moje dziecko i każde inne dorasta, dlatego takie utrudnienia, takie żałosne knucia są jak tama w której jest mała  dziurka, z czasem coraz większą aż w końcu... pęknie i coś się przeleje. Mam przy tym nadzieję, że pęknięcie te nie obejmie ani psychiki mojej Klaudii ani innych dzieci w podobnej sytuacji - zmuszonych do funkcjonowania w schemacie sprzecznym z tym co czują, czego pragną i co jest dla nich dobre.
        Co zrobię na teraz? Dokładnie to samo co robię od początku: pokaże Klaudii różnice. Różnicę którą nie sposób nie zauważyć i zauważy ją także dziecko- zwłaszcza tak mądre jak Klaudia.  Niestety z krzywdą jaka jest Jej wyrządzana obecnie przez tą sytuację muszę żyć - nadzieją, że ten czas jaki jest niezbędny nie będzie aż tak długi. Na kwestie ilościowe wpływu nie mam, lecz na jakościowe już tak. Nie ograniczam się i nie ograniczę do słów, dlatego Klaudia wie, że bez względu na zachowanie jej mamy, ubierane w takie czy inne maski, zawsze gdy jest u mnie, może i będzie mogła dzwonić do swojej mamy kiedy chce i ile chce - bez kontroli, nadzoru i chorych niuansów. Dzwonić do Klaudii (gdy jest u mnie) może także moja była żona. 
- Czy moja była żona ma ustalone / zapewnione sądownie kontakty telefoniczne z córką? Nie.
- Czy uważam, że mama Klaudii powinna wywalczyć w sobie prawo do zadzwonienia do naszej córki? Nie (i nie powinna musieć walczyć o to żadna inna matka czy ojciec).
        Nigdy nie karze Klaudii wybierać, nigdy nie będę łamał Jej serca zmuszaniem do zachowywania tajemnic dorosłych, nigdy Jej psychiki nie wystawię na ciężar dylematów moralnych - mogę tylko tyle? Nie, bo aż tyle. Okazuje się, że bez względu na to czy to dużo czy mało, to i tak jest to jak się okazuje więcej niż potrafią, mogą czy chcą inni.

wtorek, 18 czerwca 2024

Zdrowie psychiczne dziecka a alienacja rodzicielska


 Dziś wyjątkowo dodam drugi wpis w ciągu jednego dnia. Wpis z gatunku tych mocno zaległych bo zapowiadałem go tak dawno, że już sam nie pamiętam kiedy i w którym wpisie - podlinkuje jednak na pewno. Korzystając z doświadczenia zawodowego, jak również (i tu akurat niestety) z własnych doświadczeń podejmę problematykę negatywnego wpływu alienacji rodzicielskiej, na prawidłowy rozwój i zdrowie psychiczne alienowanego dziecka. Temat dość szeroki. Pobieżnie znany właściwie wszystkim a mimo wszystko związany z wiedzą bardzo niechętnie stosowaną przez rodziców. Wiedza ta też wydaje się nie wiele zmienia postanowienia sądów orzekających w sprawach rodzinnych. Dlaczego? Nie umiem odpowiedzieć na pytanie dotyczące wymiaru sprawiedliwości ale chyba potrafię na pytanie odnoszące się do rodziców: zawiść, zazdrość, gniew, nienawiść, brak porównania i empatii ale nade wszystko - nie stawianie dziecka i jego dobra na pierwszym miejscu.
            Zacząć należy od tego, że rodzina tworzona przez dwoje rodziców i przynajmniej jedno dziecko, stanowi kluczowe i podstawowe środowisko życia człowieka. Z punktu widzenia społeczeństwa jest to podstawowa komórka organizacyjna - łącząc oba ujęcia i znaczenia rodziny należy wskazać, że większej ilości rodzin tworzone jest każde społeczeństwo i są to mniejsze bądź większe grupy, w których ludzie pełnią ważne role społeczne (w zależności od płci i wieku). Koncentrując się jednak na dziecku / dzieciach, rodzina jest dla nich pierwszym środowiskiem życia, w nim uczą się mowy, zachowania, wartości i postaw. W rodzinach dziecko doświadcza i poznaje pierwszych emocji - tak dobrych jak i złych. Jeśli przeważają pierwsze z wymienionych emocji, to rozwój psychiczny jest stymulowany pozytywnie. Jeśli drugich - negatywnie. Zależność ta jest prosta, wręcz banalna i nie ulega wątpliwości.
            Jeśli struktura bądź sposób funkcjonowania rodziny (a w skrajnych przypadkach jeden i drugi aspekt) zostaną w mniejszym bądź stopniu zaburzone, specyfika tego środowiska ulega zmianie - a wraz z tym, jego wpływ na funkcjonujące w tej grupie dziecko. Skala i następstwa tego wpływu są w praktyce skrajnie różne, lecz można to zobrazować posiłkując się przykładem ryby żyjącej w wodzie. Przeżyje ona jeśli pozostanie w wodzie i jeśli woda ta będzie się cechować odpowiednim składem chemicznym i temperaturą. Ryba umrze jeśli zostanie wyciągnięta z tej wody bowiem jest to dla niej środowisko niezbędne do życia. Podobnie stanie się z dzieckiem jeśli zostanie pozbawione rodziny czyli domu i opieki rodziców - nie jest bowiem samowystarczalne w zakresie zaspokajania swoich potrzeb: nie znajdzie schronienia ani pożywienia. Analogia jest oczywista ale niech skrajność nie będzie przykładem.
            Warto zastanowić się nad sytuacją co stało by się gdyby skład wody i jej temperaturę zmienić ale nie na tyle aby ją uśmiercić - wówczas zwierzę te się zmieni bo zaburzony zostanie jej prawidłowy i determinowany przez naturę rozwój: urośnie mniejsza, bądź żyć będzie krócej. Takie porównanie środowiska wody do środowiska rodzinnego, nie jest już skrajnością i lepszym odniesieniem. Metaforyczna zmiana wody odnosi się do zmian w rodzinie, takich jak np. rozpad małżeństwa (czy też analogicznego związku nieformalnego) na którym powszechnie opiera się rodzina. W wyniku rozwodu, dziecko nie umiera ale niewątpliwie zmianie ulega środowisko jego życia - zostaje zaburzone, co w kontekście wpływu na prawidłowy rozwój psychiczny oznacza zaistnienie mniejszych bądź większych zaburzeń.
        W wyniku rozwodu często dochodzi nie tylko do drastycznej zmiany środowiska rodzinnego dziecka (wyprowadzka do innego domu, ograniczony kontakt z jednym z rodziców, nieprzyjemna atmosfera a także często zmiana sytuacji finansowej etc.) lecz także do batalii sądowej, podczas której w obliczu urażonej dumy, złości, pretensji, rozczarowania i żalu, dziecko staje się narzędziem walki - niczym nie da się bowiem silniej uderzyć w rodzica jak właśnie dzieckiem i dlatego rozwodzący się rodzice uciekają się do tego narzędzia. Wówczas obiektywnie na bok schodzi dobro i interes samego dziecka. Miłość rodzicielska ustępuje pragnieniu reakcji i odpowiedzi na wspomniane wcześniej pretensje, rozczarowanie i żal. Do głosu dochodzą pierwotne instynkty w spektrum których próżno szukać miejsca na refleksję nad faktycznym dobrem dziecka - bez względu na to, jak sami przed sobą, innymi i przed instytucjami sądowymi uzasadniają i tłumaczą rozwodzący się rodzice. Konflikt rozwodowy sprawia, że dziecko wpada w pułapkę, z której nie ma możliwości samemu się wydostać, gdyż pozostaje zależne od rodziców. 
            Skrajnym przykładem form a zarazem skutkiem rozwodowej walki w której nie tylko pomija się dobro dziecko, lecz wręcz dziecko to wykorzystuje, jest tzw. alienacja rodzicielska. Jak wskazuje literatura przedmiotu, pod pojęciem tym należy rozumieć celowe działanie jednego z rodziców (zazwyczaj tego przy którym dziecko pozostaje na co dzień), którego celem jest maksymalne ograniczenie kontaktu i zniszczenie więzi dziecka z rodzicem. Doświadczenia pokazują, że takie działania podejmowane są częściej przez kobiety / matki co wynika z dwóch powodów: czynników wrodzonych i czynników instytucjonalnych. Kobiety z natury są bardziej mściwe i zawistne, a jednocześnie w polskim porządku prawnym (prawo rodzinę) posiadają uprzywilejowaną pozycję - decydują się na alienację bo mają taką możliwość (często bez większych konsekwencji prawnych). Mimo wszystko w kontekście istoty miłości rodzicielskiej wydaje się to niewyobrażalnym absurdem i działaniem tak skrajnym, że chociażby próby jego logicznego uzasadnienia, uwłaczają człowieczeństwu. Wśród stosowanych utrudnień kontaktu z dzieckiem wymienia się:
            - odmawianie kontaktu z dzieckiem pod pretekstem jego choroby;
            - ograniczanie kontaktu zdalnego np. telefonicznego;
            - przeprowadzanie się z dzieckiem na większe odległości;
            - przekupywanie dziecka, aby wykazywało niechęć do spotkań z drugim rodzicem;
            - odwracanie uwagi dziecka od zainteresowania kontaktem z drugim rodzicem.
            Brak jednego z rodziców zaburza prawidłowy rozwój dziecka i wiek w których doszło do rozwodu, czy też alienacji nie ma znaczenia - zaburzenia psychiczne mogą wystąpić zawsze, różnice dotyczą ewentualnie sfery procesów myślowych które dotkną. Badania jasno wskazują, że dzieci z rozbitych rodzin częściej doświadczają smutku i złości, częściej cechują się obniżonym poziomem samooceny a w wieku dorosłym częściej posiadają w depresje i mają większą skłonność do podejmowania niewłaściwych decyzji życiowych - w skutek czego częściej się też rozwodzą. Alienacja rodzicielska we wszystkich tych kategoriach częstotliwość występowania zaburzeń dodatkowo podnosi - niekiedy zwielokrotnia. W skrajnych przypadkach zaburzenia te prowadzą do chorób psychicznych a nawet samobójstw.
            Dzieci odcinane od rodzica, pozbawione jego pozytywnego wpływu na socjalizację i inne aspekty rozwojowe, stają się zagubione - nasila się to szczególnie w okresie dojrzewania. Wyrazem tego bywa samookaleczanie bądź przedwczesne dojrzewanie (szybsza inicjacja seksualna, ucieczki z domu, bunt wobec rodzica - szczególnie tego z którym pozostaje na co dzień etc.). Pozbawienie dziecka wzorców charakterystycznych dla roli ojca lub matki skutkuje deficytami wartości i modelowania postaw. Istotne jest przy tym, że rozwiązaniem problemu nie jest włożenie w rolę ojca bądź matki nowego partnera czy też partnerki. W sytuacji dobrych relacji z nowym partnerem lub partnerką deficyty te mogą być mniejsze, ale nigdy nie znikają.  
            Warto zaznaczyć, że źródłem problemów rozwojowych dziecka nie musi być rozwód rodziców sam w sobie, lecz zdarzenia i zjawiska mogące temu towarzyszyć - szczególnie izolacja dziecka od drugiego rodzica. Trwanie bowiem w patologicznym związku także nie jest korzystne dla dziecko i pozostanie w takiej relacji, utrzymanie rodziny za wszelką cenę nie uchroni go od zaburzeń - to jednak jest temat na inny post.



Bibliografia

  1. Błażek M., Funkcjonowanie psychologiczne rozwodzących się rodziców, a ich postawy rodzicielskie, Polskie Forum Psychologiczne Nr 3/2015, 
  2. Cudak H., Dysfunkcje rodziny i jej zagrożenia opiekuńczo-wychowawcze, Pedagogika Rodziny Nr 1(2)/2011,
  3. Czeredecka A., Manipulowanie dzieckiem przez rodziców rywalizujących o udział w opiece, Dziecko Krzywdzone Nr 4(25)/2008,
  4. Na czym polega syndrom DDR, Serwis Enso terapia. Terapia bez stereotypów, źródło: https://enso-terapia.pl/na-czym-polega-syndrom-ddrr/ (on-line 11.06.2024),
  5. Olejarka B., Przemyśl. Aleksander podpalił się przed sądem, bo nie mógł widywać córeczki? „Instytucje, które powinny pomóc, całkowicie zawiodły”, Super Express Nr 5/2022.

Maj i czerwiec


 Długo nie pisałem a w między czasie zleciał maj i czerwiec właściwie też już się kończy. Dziś jednak pierwszy dzień od nie pamiętam kiedy mam czas - tak jest go ciut więcej i odpoczynek jest wskazany. Przechodząc jednak do blogowej rzeczy, po świętach Wielkanocnych które w końcu mogłem spędzić z córką, również w majówkę mogła być ze mną - także pierwszy raz od 2018 r. Brutalnie to brzmi i w praktyce brutalne też jest - jak się ostatnio ponownie przekonałem są osoby które nie są w stanie tego pojąć albo zwyczajnie nie chcą bo tak jest łatwiej poukładać sobie w głowie gdy robimy coś złego. Tak jak syty głodnego nie zrozumie, tak rodzica przy którym dziecko nie jest na co dzień, nie zrozumie rodzic który jest w sytuacji odwrotnej i ma je codziennie. Powinien jednak starać się zrozumieć lecz do tego potrzebne są odpowiednie zasoby empatii - ważnej kwestii a nie jedynie wyświechtanego frazesu. Co zrobić aby było inaczej? 


 Tak więc tęsknie i nie ma dnia żebym nie tęsknił a taki czas jak święta i następnie majówka, stanowiły pewną namiastkę normalności której braku nie jest w stanie pojąć moja była żona. Docenienie, zrozumienie... tego brak - zacząłem od tego bo jest tak jak przewidziałem: już założona jest przez nią sprawa o zmianę kontaktów. Nie trudno się domyślić, że nie na moją korzyść. Znów więc trzeba walczyć o coś już wywalczone, znów więc trzeba pisać o czymś innym niż by się chciało ale... trzeba się bronić przed takimi emocjami i jak czas i zdrowie pozwolą napiszę o tym kiedy indziej w zupełnie osobnym poście. Tak więc czas majówki z racji możliwości spędzania go z Klaudią, w kontekście sądowej rozpiski na 2024 r., po raz pierwszy zbliżył się do minimum częstotliwości widywania się z córką i choć oczywiście to jeszcze wciąż nie to, to jednak każdy czas gdy czasu nie trzeba liczyć aż tak, jest czasem dobrym i cieszę się z niego. Gdy nie muszę się już w piątek myśleć o oddaniu Klaudii w niedziele, to jest to komfort o jakim nie mają pojęcia ci którzy tego nie doświadczyli. Taki czas mógłbym spędzić po prostu na siedzeniu w domu i nic więcej - mało ale tak dużo. Nigdy tak jednak nie jest i również w ostatnią majówkę spędzaliśmy czas aktywnie, na wszystkim tym co lubi Klaudia. Bardzo ładna pogoda umożliwiła pojechanie do jednych i do drugich dziadków - grill i fajny czas rodzinny i bez jakichkolwiek zgrzytów i dziwnych sytuacji. O magii takich miejsc świadczy (jak mawia córka) smak parówek u dziadków - cóż, że dokładnie takich samych jak je u nas ale tam: rewelacyjnych (bo pewnie jedzonych w łóżku po zmolestowaniu o jedzenie dziadka lub babci w czasie gdy powinna już spać).
 Pisze o tym bo zobaczyłem jak wiele to znaczy i ile to daje... wiem jak jest bez takiego spokoju i wiem jak dobrze wpływa to na Klaudię. Jest jak ryba w wodzie, śmiech, zabawa, beztroska. Tak jak powinno być. Poza grillem i czasem z dziadkami, byliśmy również w galerii sztuki nowoczesnej, w teatrze 13 Muz. Jest to jedno z moich ulubionych miejsc w Szczecinie do spędzania czasu z córką - to samo miejsce a jednocześnie za każdym razem inne. Za to właśnie je lubię i za to, że stworzone jest z myślą o dzieciach a zarazem jest tak odmienne od dziecięcej codzienności (jaką zgotowała najmłodszym nowoczesność), że jest tam niemal magicznie. Robię wszystko aby Klaudia jak najwięcej przebywała w takich miejscach, bo to odmienny poziom wrażliwości i poczucia estetyki - powiększanie tych zasobów niewątpliwie się Jej przyda w przyszłym życiu jakie Ją czeka (w świecie w którym ludzie nie rozmawiają ze sobą lecz wysyłają emotikony a ludzie bez szkół i wiedzy stają się autorytetami w serwisach społecznościowych).


 Podczas majówki byliśmy również w miejscach zapewniających Klaudii ruch i aktywność fizyczna - weszła na Górę Czcibora bez większego problemu a wiedza historyczna związana z tym miejscem i zachwyt nad widzianą z niego panoramą przyjdą z czasem - jeśli nie zostaną zaniedbane pozostałe obszary wiedzy i płaszczyzny rozwojowe (a nad tym czuwam jak mogę, na ile pozwala odległość 300 km i dwa telefony w tygodniu). Dzięki takim wyjazdom Klaudia bywa przy okazji w innym państwie - staram się Jej pokazywać tę inność, od niemieckiego porządku na ulicach po inną walutę i język. Obycie we wszelkiej odmienności pozwoli Jej rozwijać bardzo fajne obszary emocji i świadomości. Z resztą jakby mogło być inaczej skoro ma ojca innego - tatę na wózku (jak się okazuje odmienność może być dobra i ciekawa). Rzeczy o jakich dziś napisałem są jednak możliwe gdy zwyczajnie mamy więcej czasu. Częściej to właśnie czas ogranicza mnie bardziej niż niepełnosprawność i będę się starał pokazać to odpowiednim instytucjom (decyzyjnym) - choć nie one powinny tu decydować a rozum i serce.